Page:Nałkowska - Książę.djvu/252

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
244
 


— Nie bij, to boli tak strasznie — błagałam. — Przecież kochasz mię jeszcze — Przecież to wszystko prawda.

Ból dziki — jak gdyby znów się zaczynało tamto —

— Jerzy — Jerzy — — !

Słyszałam łomot straszny. Wywalili drzwi. Wziął mię z ziemi na ręce i nie bił już. Otwierałam oczy —

— Alu — Aleńko — —

Tuż nad twarzą widziałam wielką głowę i oczy krwią nabiegłe, zapuchłe od płaczu —

— Alu, to ja, Julka. Wszystko przenieść trzeba — Patrzyłam na nią chwilę w milczeniu i rzekłam surowo:

— Gdzie Jerzy?

Julka krzyknęła głośno, ale nie wypuściła mnie z rąk. Za nią stał Jan i mówił:

— Obowiązkiem waszym jest dalej prowadzić rozpoczęte przez niego dzieło —

Obejrzałam się po pokoju. Było widno.

— Gdzie Jerzy? — powtórzyłam.

Po chwili milczenia Jan rzekł surowo:

— Nie wolno poddawać się — — —

Więcej nie słyszałam już nic.