Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/130

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 120 —

to może nawet złożą, ale ich wielka maszyna rozmiażdży.

Ale ci ludzie nie znają mojego przyjaciela, który jest człowiekiem strasznym. Powiedział swoje nieśmiertelne: ha! ha! — wlazł w środek potwora, zbadał bystrze skład stalowych wnętrzności i choć nieco był blady z emocji (za taką maszynkę można bowiem kupić kamienicę), trzasnął z bicza (tylko tak obrazowo!), krzyknął dziwnie i straszliwa ta lokomotywa ruszyła, rycząc i gwiżdżąc, jak pośpieszny pociąg. Zdumiała się ona sama, ale ruszyła z dziwną radością, nie zna bowiem wypoczynku i tak sobie będzie chodziła pilnie i gładko i pięknie, aż do skończenia świata. Aż jednego dnia powie jakiś kiepski wódz strajkowy:

— Źle jest, towarzyszowie! Oni sobie sami ulepili garnek; my już nie jesteśmy święci!