Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/184

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
180
KORNEL MAKUSZYŃSKI

Chwała pięknym szaleństwom! Wszakże nie szaleje
Podłość wtedy, gdy pełza ani piersią krwawą
Nie świadczy, że przez mękę goniła nadzieje,
Wszakże nigdy nie tryśnie rów bagienny lawą!

Chwała ludziom szalonym, którzy z bitej drogi
Rzucają nagle konie przez rów na manowce;
I za to, że w wiatrakach pustych wietrzą wrogi,
I za to, że. ciskają włócznie w ludzkie owce.

Kto umie być szalony?! Kto w ramiona młode
Marmur chwyci i skruszy? Kto wichrem wyśpiewa,
Nie usty dziecinnemi do młodości odę
I kto, za szczyty wziąwszy, do stóp zegnie drzewa?!

O, jak płacze tęsknota szaleństw! jak się żali
Niemoc ramion i oddech w piersi suchotniczy...
jak nędznie w mętnych oczach nędzny błysk się pali,
Jak trwożnie na zegarze żywot chwile liczy...

A przeto niech nasz żywot za tymi podąży,
Którzy idą bezdrożem, a idą bez końca,
A na przedzie nie obłok, lecz ślepy chorąży,
Który oślepł nie z nocy, lecz oślepł od słońca...

Tylko wichry przed nimi jak stepowe konie
Tabunem biją kopyt tysiącami grudę,