Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/104

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
100
KORNEL MAKUSZYŃSKI

Przeto w Sezamy ciebie dziś przywiodłem,
Których umarli tylko strzegą stróże:
Rycerze cudnem błyskający godłem,
Nieporuszeni, rzezani w marmurze,
Na koniach, wiecznie z swojem zrośli siodłem.
Rano się w płaszczach białych a w purpurze,
Gdy słońcu wieczór krwią nabiegną oczy,
A czarni cali, gdy ich noc otoczy...

Smok, stróż zielony zdechł i złożon w trumnie...
Westchnij nad smokiem i wejdźmy w Sezamy.
Czekaj... Rycerze ci coś patrzą dumnie,
Więc się pokłońmy rycerzom u bramy.
A teraz chodźmy. Och, przybliż się ku mnie,
Po smoku doły zostały i jamy,
Droga jest wielce podstępna i śliska,
Ludziom cnotliwym wśród smoków siedliska.

Nurzaj się teraz i bierz dziesięciny
Lecz — bez rachunku z wszystkiego, co jest tu.
W tej skrzyni złoto jest, a w tej rubiny,
A w tej się perły sypią bez szelestu.
Och, tej nie tykaj! Z dramatycznej miny
I z broniącego szerokiego gestu
Poznasz te skarby, — (wzrok mieć muszę mglisty),
Tu są najdroższe rzeczy: twoje listy.