Page:Makuszyński - Perły i wieprze.djvu/75

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 69 —

krutowany baron i za nic w świecie nie chciał, aby się jego córka nazywała pani Chrząszczowa.

— A cóż to, Chrząszcz wypadł sroce z pod ogona?

— Czasem i to się zdarza, panno Domicelo jeśli sroka jest żarłoczna, ale rodzina Chrząszczów to nie jest byle kto. Podobno dziadek Szymcia, rzeźnik, to na starość aż radcą miejskim został. Zresztą Szymek jest sławny malarz i wolno mu się nazywać, jak mu się podoba.

Ciocia słuchała słów moich z ogniami w oczach pojąłem tedy, że jest bardzo czuła na familijny honor, małżeństwo zaś Chrząszczowe przyprawiło ją niemal o delirjum, bo od czasu do czasu patrzyła na mnie z rozrzewnieniem, godnem lepszego, niźli ja objektu. Radość swoją z małżeństwa siostrzeńca okazywała, jak umiała najżywiej, zdawało mi się nawet przez chwilę, że jej dwa szmaragdy zębów jaśniej zabłysły i wcale pogodnie. Długośmy jeszcze mówili na ten temat, ja zaś przez ten czas zdobyć zdołałem wstęp wolny do serca cioci, do którego wszedłem bardzo uroczyście, czasem bowiem jest człowiekowi wszystko jedno. Pies panny Domiceli przestał również patrzeć na mnie z pogardą i obwąchiwał mnie dość życzliwie.

Aż wreszcie ciocia westchnęła głęboka