Page:Julian Ursyn Niemcewicz-Nasze Verkehry.pdf/9

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

Na marginesie „Naszych Verkehrów“

Podobno Niemcewicz najwięcej bawił Niemcewicza. Bywało — opowiada Andrzej Koźmian — że, przyszedłszy doń rano, słyszało się już w przedpokoju głośne wybuchy śmiechu, jakieś deklamacye, specyalnym tonem wypowiadane i znowu śmiech na całe gardło!

Myślałeś, iż autor „Zbigniewa“ zabawia kogoś w swoim gabinecie, lub też bawiony jest tak zawzięcie przez kogoś, a oto właśnie drzwi się otwierają — w nich staje Niemcewicz sam i grzecznym ruchem ręki zaprasza do pustego pokoju.[1] Warszawa znała dobrze autora „Powrotu Posła“ z tych niasamowitych wybryków humoru.

Lubiał głośno myśleć — mówiono powszechnie — i często, gdy mu głowę jakiś krotochwilny koncept zaprzątnął, ubierał go w formę wiersza, czytał raz, dwa, trzy razy i śmiał się, śmiał się do rozpuku. Do swoich pustych ścian i do samego siebie...

Nam — dzisiejszym — jest ten rys usposobienia poety mało znany. Przed myślą naszą staje zawsze ów Niemcewicz z przejmującego płótna Dawida. Pamiętamy je dobrze. Z zaplecionemi rozpacznie rękoma siedzi człowiek, co bólem nie oczami patrzy. Nad krzaczastemi brwiami osiadła troska — piszą się w niej dzieje męki porozbiorowej i wygnania. Zaduma wieje z oczu wielkich, smutnych, niepocieszonych zda się, aż dziwno przypuścić, by twarz tę, tak widocznie cierpieniem zoraną, zróżowił kiedykolwiek uśmiech wesołości, czy pustoty.

  1. A. E. Koźmian, Wspomnienia, Poznań 1867, t. I. Str. 275.