Page:Hrabia Emil.djvu/49

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

Nowa fala drżenia i niemocy przeszła mu przez nerwy. Podniósł głowę. Tak, przechodziła. Właśnie była najbliżej, oddzielona tylko niską barjerą i kilkoma liśćmi. Wszystko jedno, jaka jest...

Jak cień wrażenia, jak szczegół niepotrzebny, przemknęło mu przez świadomość, że jest jedyna taka między temi tu kobietami: jej rasa, rytm jej chodu, najprostszy strój. Krój jej trzewika, linja stopy. Kolor bronzowy włosów z pod płóciennego kapelusza.

Wstał, aby wrócić na górę, ale przeciwnie, zeszedł właśnie z dwóch stopni kamiennych i drogą nad morzem poszedł za nią. Poszedł za nią. Doznał ulgi. Rozmowa z nią — to byłoby za wiele, to byłoby nad siły. Ale iść tak — mieć ją przed oczami — jeszcze długo, pięć minut może — albo dwie. Był szczęśliwy.

Weszła do swego hotelu. Zatrzymał się znów, oparty o pręt barjery. Weszła we wrota otwarte małego ogrodu. Z za muru sterczały kwiaty agawy na łodygach, jak drzewa. Dalej rosły oleandry.

Czas jakiś widać było aleję, którą wstępowała ku górze. Wkrótce zasłoniły ją drzewa. — Teraz Emil wiedział już, gdzie mieszkała.

— Jeszcze mogę ją zobaczyć — jutro i za tydzień, myślał ze spokojem.

Po południu wybrał się odwiedzić Anielę. Aby tam wejść, należało mieć odwagę. Cała willa pełna była wszelkich kobiet Jahniatyńskich.

Na tarasie, na który wyszedł, przebywszy wpoprzek willę, zastał oprócz Anieli starą księżnę i młodą księżniczkę. Przedstawiony im, zajął miejsce w plecionym fotelu. Swoim zwyczajem mówił słowa grzeczne i miłe, ale skąpe.

47