Page:Hrabia Emil.djvu/43

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

twarzy Anglik, wszedł cały na przeciwległe siedzenie i podwinął pod siebie nogi, obute w pończochy i ażurowe sandały. W nacięcia skóry wchodziły wygodnie nabrzmienia i guzy artretyczne. Na drugim końcu siedząca, wysoka, też siwowłosa, żydówka, poglądała przez face à main złote na krajobraz. W twarzy jej, tłustej i białej, ciemniały wielkie oczy o ciężkich powiekach. Emil przypomniał sobie, że ją widywał z młodym Ephraïmem w Operze i uważał za jego matkę. W dużych, białych uszach jej tkwiły brylanty.

Widok tych brylantów obudził w Emilu niejasne wzruszenie. Lekko przymknął powieki. Uczuwał zdaleka niewątpliwą obecność tamtej młodej podróżnej, ubranej tak surowo i ładnie, świecącej podobnemi, tylko małemi, brylantami. Z cichym niepokojem wiedział, że mknie tu gdzieś w pobliżu, niesiona inercją tego samego rozpędu — niewolna, uwięziona, zamknięta w tym samym nieuniknionym locie naprzód.

Przypomniał sobie istnienie wagonu restauracyjnego i nadciągającą porę śniadania. Był pewien, że ją zobaczy. Nie dopuszczał myśli, aby wysiadła wcześniej, aby gdzieindziej, niż on, mogła jechać. Był pewien, że jest skazana na odegranie jakiejś roli w jego życiu nadmorskiem, że będzie etapem ostatnim jego internacjonalnej lekkomyślności.

Przechodząc wkrótce później korytarzem przez szereg wagonów, szarpany, rzucany o ściany i maltretowany na wszelkie sposoby szalonem dygotaniem Luxu, dojrzał przez drzwi niedomknięte jednego z przedziałów stojący na siedzeniu mały neseser z ciemnej skóry. Zapamiętał miejsce i wagon, neseser bowiem widział był przedtem w rękach tej kobiety.

41