Page:Hrabia Emil.djvu/199

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

wzywały do walki z zaborcą, najszczytniejsze filozoficzne poematy — zamknięte w zaczarowanym kręgu męczeństwa narodu.

Inne jest wszystko tu. Taki sam człowiek, który wszędzie indziej zwalczałby militaryzm, w kraju niewoli marzy o istnieniu wojska, jako o symbolu wolności. Istnienie wojska (zagadnienie, którego wolne państwo nie zna) tutaj staje się wyznaniem wiary, osią ideologji, treścią światopoglądu.

Gdzieindziej wojskowych uważają sobie za zarozumialców i głuptasów, oficer jest ulubieńcem kokot, a zabawny piou piou — służących. Dla nas armja, owo zło konieczne, ów ciężar na ekonomicznym i socjalnym rozwoju państw, owa zapora na drodze ku doskonalszym, humanitarnym formom współżycia, staje się najwyższym postulatem woli narodu.

Niewola bowiem każe tęsknić do wszystkich form wolności, gdy wolne narody pragną jedynie jej form wciąż doskonalszych.

— Czegóż to chcę? — gorzko myślał Emil i poprzez melodje pieśni Ryszarda Straussa nasłuchiwał głosu rannych. — Chcę znowu, by tu w krzywdzie, w nędzy, w cierpieniu tarzali się i wyli po tych tapczanach — Polacy. Ileż trzeba sobie pokręcić w duszy, aby swoja armja, swoja władza, swoja policja i żandarmerja dały się pomyśleć w kategorji najgorętszego marzenia.

Nagle przecież uczuł wstyd, że to myśli, że tak uległ ponuremu momentowi, że tak jest słaby. — Gdzież to jestem o tej chwili? — Siedzę, jak swój, jak równy, z tym tutaj obcym oficerem, z którym powinienem stać naprzeciwko, po obu stronach linji, którego pragnąć

197