Page:Hrabia Emil.djvu/182

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

Wszyscy żołnierze złorzeczyli owemu oddziałowi sanitarnemu, a jakąś księżnę, która go podobno sumptem własnym ufundowała, przeklinali najgorszemi wyrazami.

Mimo niechęci Emil musiał na własną rękę organizować pomoc dla rannych. Nie od tej strony przecież zamierzał przystąpić do powagi wojny. — Z miasteczka przywieziono starego felczera, gdyż dwaj młodzi, zarówno jak miejscowy lekarz, wyjechali na samym początku wojny. Prócz tego dwie panienki, córki kluwienieckich urzędników, które przechodziły kurs sanitarny, ofiarowały swą pomoc. Wszystko to znaczyło bardzo niewiele, zwłaszcza, że brakło środków opatrunkowych.

Z domowników tylko matka cały pierwszy dzień spędziła w szpitalu. Ona — zawsze leniwa, kapryśna i lekkomyślna, wobec nieszczęścia stawała się nie do zastąpienia.

Stryjenka natomiast, głęboko odczuwająca cierpienia świata, niczem nie dała się zwabić do pomocy. Zupełnie nie mogła znieść wrzasku rannych i widoku krwi. Nazajutrz rano z Dickiem i jego guwernerem wyjechała do Skaliczny. — Temi samemi końmi przyjechała stamtąd Ada i Nina, obie już wykwalifikowane infirmierki.

Emil znalazł je w największej sali, obitej ponsową materją pośród płatów białego marmuru i złoceń. — Tu cała podłoga była żywa, zewsząd wyciągały się ręce, chwytające za ubranie, chcące przytrzymać ten bezsilny cień ulgi czy nadziei. Duszne powietrze pełne było różnych nieustających głosów. Stękanie, skowyt, długi jęk, wołanie o chleb, przekleństwa i płaczliwe prośby. Emil pomyślał: „Oni mogli wcale nie być chorzy, to

180