Page:Hrabia Emil.djvu/180

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

wiła mu siebie, nie chciała przyłożyć ręki do zbrodni, jakiej dokonał na ich szczęściu.

Na te ostatnie dni stała mu się, jak dawniej, kochanką pieszczotliwą, delikatną, mądrą, dyskretną i czułą. Rozumiała, że wszystko to jednak nic już nie znaczy i nie zatrzymała go ani jednem słowem, gdy odjeżdżał.

 

XXXII.

 

Strzały zbliżały się wciąż bardziej, przyspieszone i jakby napęczniałe w chmurnem, dżdżystem, jesiennem powietrzu. Szyby dźwięczały, dom się wzdrygał. Huk armat rwał powietrze tuż jakby za parkowym murem.

Emil czekał, zupełnie gotowy. Ale teraz bez żadnej radości. Odkąd bowiem własnemi oczami ujrzał cierpienia i umarłych, w tej już walucie obliczał sobie przegrane i zwycięstwa.

To znaczyło, iż wiedział, że aby wreszcie tu przyjść, będą się musieli przebić przez wał ludzkiego ciała, nasiąkły, jak gąbka, krwią. I że wielu swoich zostawią po tamtej stronie. Wiedział, że trzeba jeszcze wiele cierpienia i wiele twardej wojennej pracy, aby to się stało.

Wciąż przychodziły wiadomości, że „są“ już tu lub tam — jeszcze bliżej, ciągle bliżej. W różnych stronach paliło się nocami niskie, chmurne niebo.

Aż nareszcie linja frontu weszła w granice obszarów kluwienieckich.

Jednego wieczoru folwark, zabudowania, domki oficjalistów zalało mrowie żołnierzy. Starszyzna, jak zwykle, objęła lewe skrzydło pałacu z pokojami gościn-

178