Page:Hrabia Emil.djvu/118

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

— Gdyby nie ona — — Powinnaś ją pokochać, hrabino — — ona ma najczystszą, najpiękniejszą duszę na ziemi — —

— Och, Marku, — przerwała żona z zażenowaniem.

Matka była teraz śmiertelnie blada — Jeszcze z kwadrans pozostali w salonie.

Odjechali wreszcie. W karecie matka siedziała przez chwilę w milczeniu. Nagle pochyliła głowę na kolana i wybuchnęła płaczem. — Nie miała spazmów ani łkań nerwowych. Płakała zwyczajnie, cicho i serdecznie, jak się płacze na pogrzebie.

— Matuchno, powtarzał Emil zmieszany, tuląc ją do siebie.

— Ja byłam taka szczęśliwa —

— Wiem —

— I gdyby on tylko umierał, Emilu...

 

XXI.

 

W Kluwieńcach gościł między innymi młodszy, ukochany brat ojca, stryj Józef z swą żoną Różą i synem pietnastoletnim, Dickiem, którego wychowywał sposobem angielskim na sportowca o grubych łydkach i rzeźniczym torsie.

W stosunku do stryja Emil doznał pewnego zawodu. Znał go wprawdzie mało, nie widział się z nim wcale od wyjazdu do Francji. Spotykał tylko jego nazwisko w pismach polskich, stryj bowiem grał rolę dość wybitną w życiu politycznem jednego z zaborów. Wiedział o nim ponadto, że się ożenił i miał dwoje dzieci, z których córkę stracił, gdy była malutka. — Emil witał go, jak własny, żywy, niczem nie uszkodzony zabytek z dzieciństwa.

116