Page:Dusze z papieru t.2.djvu/31

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
27
 
 

sarza zapowiada d’Annunzio grozę, zanim dojdzie do krwawego szału i mordowania ludzi, już nie bladych ale zielonych z trwogi i przeczuć, już nie wijących się w bólu, ale odrazu skamieniałych, jak ta czcigodna babka z »Pochodni pod korcem. Pierwsze sceny tragedyi mają już w sobie efekt grozy; nastrój przed burzą, ludzie smutni i smętni, dekoracye romantyczne, (aktorzy dławią się słowami, bo to — tragedya), maeterlinckowskie przeczucia czają się u kulis; bardzo dobrze; to wszystko zrobione zręcznie, z wprawą, obliczone ściśle, efekt w amfiteatrze zapewniony. Lecz stąd zaczyna się litania za umarłych, modlitwa za konających i za tych, którzy umrą dopiero w akcie czwartym. Znający d’Annunzia snują od tego miejsca domysły, jakich też środków przeczyszczających na zatwardziałość zbrodni użyje d’Annunzio; czy tych, które już były w »Troillusie i Kresydzie«, czy najnowszych środków wybuchowych, czy sensacyjnie skombinowanych.

Żmije?!

Aaa! Tego jeszcze nie było... Kleopatra użyła żmii bez efektu. Szpilka do włosów w kształcie sztyletu, znaleziona przy trupie? Pomysłowe! Tego również jeszcze nie było. Dantejskie pomysły...

Te jady wężowe ukryte są w symbolu, jak żmije w skórzanym worku Wężownika z tra-