Page:Dusze z papieru t.2.djvu/20

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
16
 
 

targnęła chora dusza, której ciążyła dobroć anielska Sylwii. Uczuł nad sobą niepokonaną przemoc Giocondy, mającą w sobie tajemnicę która umie duszę jego ubezwładnić. Lucio jest »jak człowiek chory, który zasnął po lekarstwie, a zbudziwszy się, znachodzi w łożu swojem rozpacz tę samą, która przedtem była«. On wróci do Giocondy, bo wie, że jeśli on nie wróci, ona pójdzie za nim wszędzie, ona zaklęta w ten marmur, w który on tchnął najgorętszy płomień swojej duszy. Lecz Sylwia nie po to go wydarła śmierci, aby jej umarł po raz drugi. W chwili rozpaczliwej postanawia spojrzeć w oczy Giocondzie i zgasić ich szatański błysk. Czeka na nią w pracowni męża; zacisnęła usta, gotowa do straszliwego skoku — dobra Sylwia. Weszła Gioconda cicho, pewnie, jak do swego domu. Rozpoczyna się rozpaczliwa walka: Sylwii, duszy pięknej i równej i Giocondy, »której najlżejsze poruszenie ciała burzy harmonię i w tejże samej chwili stwarza nową, jeszcze doskonalszą«. Gioconda mówi cicho; ona widzi, że »Sylwii miłość krzyczy jak tonąca«, więc sama jest spokojna.

»Tutaj nie dom« mówi Sylwia, — »cnoty domowe nie założyły tu świątyni. Tu jest miejsce stojące poza wszystkiemi przykazaniami i prawami. Tutaj rzeźbiarz tworzy swe posągi«. Sylwia przerażona siłą słów Giocondy — upada,