Page:Dusze z papieru t.1.djvu/95

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
91
 


Pan Dulski jest to jakiś radca, albo coś takiego; młoda kiedyś dusza zeschła w nim na nic, mózg zamarł, stępiały zmysły. Takiego już nawet na szubrawstwo nie stać, chytrości tyle ma tylko, ile jej potrzeba na to, aby ukraść cygaro. Byłby smutny, gdyby nie był śmieszny, a jest śmieszny, bo jest zjawiskiem ulicznem, częstem, nieuleczalnem. Menażerya, której Dulski jest okazem znamienitym, wyginie z braku powietrza i z powodu nieodżywiania się. Jeszcze jedno pokolenie, jeszcze dwa, potem z wilgoci brudnej kamienicy wyrośnie jakiś nowy gatunek grzyba. Kołtuństwo jest chore na długowieczność.

Co wybuja z takiego pnia? Jakieś dzikie pędy, jakieś niekształtne dusze, ułomne, potworne, garbate, wstrętne. Urodzone w cuchnącej atmosferze nie znoszą światła i czystego powietrza. Toczone gangreną, będą podtrzymywały tę atmosferę szanownych swych ojców, spłodzone na ich obraz i podobieństwo. Urodzone w brudnej kamienicy, pomrą w tejsamej brudnej kamienicy, z której nie wybiegła żadna jasna myśl, żadne pragnienie, gdzie się żadna nie urodziła tęsknota, ani tym podobne ekstrawagancye utracyuszów i ludzi lekkomyślnych. To się nazywa kołtuństwo.

Familia Dulskich ma swój katechizm i niewzruszone zasady, uświęcone latami, udokumen-