Page:Dusze z papieru t.1.djvu/72

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
68
 
 

nie z tego świata, — niebo z ziemią związałem, — między wszystkiem, co żyje na ziemi, a wszystkiem, co płonie na niebie, zadzierzgnąłem złote struny...«

Jeśli to nie poza pyszna i królewska, wyśniona w chwili, kiedy o świątynię przestało uderzać szumne morze, pnące się do okien kolorowych z grzmotem zachwytu lub bijące w nie krzykiem oburzenia; jeśli to nie błyskawica, która we własnem omdleje świetle i oczy, płomienne blaskiem, chmurą zasnuje, i jeśli to nie ucieczka króla, któremu królestwo stało się nudy pełne i który, myśli własne goniąc, rozpoczyna pracę dziwną: przelewanie tęczy z kruży w kruż i mniema, że to nowy żywot tęczowy, — pobłogosławimy z poetą chwilę, którą zwie chwilą odrodzenia, i zorze, które są dla niego świtem dni nowych powitamy hymnem, chociaż piękne były dni minione. Dni bowiem, które przyjdą, mogą być piękniejsze.

I może dlatego w tem wiosennem przeczuciu, drgającem pragnieniem najwyższego piękna, zwrócił się Przybyszewski w inną stronę świata, skąd widok na łąki arkadyjskie, w której łatwiej o kolorowe fata morgana, udające raj, gdzie łatwiej o wizye archanielskie, których spragniona jest dusza poety, zmęczona, gdyż »w znojnym trudzie szukał drogi do świętego Chramu«.

Może go jednak z własnego królestwa wy-