Page:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/227

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
PEANY MIŁOŚCI
215
 

Z wiosną — świeżą zielonością
D rży w całunkach deszczu bór.
Jutro — z wiosną rozkochaną —
Wielka miłość w cieniu drzew
Złączy serca pod altaną
Otuloną w mirtu krzew.
Jutro Wenus w tronie siądzie,
Rzuci prawa swoje w świat:
Kto nie kochał — kochać będzie,
A kto kochał — pójdzie w ślad — —

Z wiosną-ż było. gdy spienione
Sine morze, wzdęte w kłąb,
Wyłoniło w fal Dione,
Córę Zeusa, ponad głąb’.
W lazurowych hufów rzędzie.
Wśród dwunogich koni stad.
Kto nie kochał — kochać będzie.
A kto kochał — pójdzie w ślad — —

Ona-ż w szkarłat — w tęczę-ż ona
Lśniącym szlakiem haft pól gnie,
Ona-ż z wezbranego łona
Zefirowym wiewem tchnie
W skwarne wzgórza na pustoszy;
A gdy noc nawiesi mgły.
Ona w rosy je rozproszy,
W błyskotliwe rosy — łzy.
Rosa perłą, acz niewielką,
Ciąży, lśni się, waha, drży.
I padając w dół kropelką
Krzew obwiesza — — — niby łzy — —
I ot — z pąków purpurowych
Wstyd odsłania się i żal