Page:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/206

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
194
CHIMERA
 

Niósł cię zawrót, przeczucie odurzeń, zachwytów,
A lot pętała rozpacz wszystkich niedosytów
I tan opadał w ruchy gniewne, mściwe, harde...
Piersi twe, krzepkie, jędrne, wyniosłe i twarde,
Wznosiły się w zielonej uwięzi stanika,
Jak bunt nieposkromiony i tęsknota dzika...
Szalało ciało twoje drapieżne i gibkie
W ruchach, co, jak grzech słodki, gorące i szybkie;
Wyciągałaś wabiące, zachłanne ramiona,
Chwytałaś sen i próżnię cisnęłaś do łona;
Nieprzytomna, zdyszana, ogniem rozgorzała,
Stałaś się wirem szat swych i młodego ciała — —
— — I nagle z barw i kręgów wykwitłaś, jak z burzy
Cisza, jak perła rosy z serca krwawej róży,
I stanęłaś spokojna, jak piękno, co święci
Zwycięstwo swe! I taka żyjesz w mej pamięci:
Posąg zakrzepły w krasę najwyższą, jedyną,
Trwasz w rozkwicie szat lotnych, tańcząca Godzino,
Co-ś, zachwycona sobą, jak dziełem nad dzieła.
Nic chciała, piękna, minąć i — w locie stanęła!



 MORITURUS.

Mający umrzeć wita cię, wielki Cezarze,
Dumnem skinieniem ręki. W szmerze i rozgwarze
Podziwu, wśród orszaku zasiadłeś i jeno
Okrzyki na twą chwałę wstrząsają areną
Za zgotowane tłumom zapaśne igrzyska.
Oliwą namaszczone ciało me połyska,
Otoczone wkrąg twarzy niecierpliwych murem,
Co pieszczą oczy gibkim mych członków marmurem
I w młodzieńczem mem ciele bez skaz i przepaski
Zgadują przyszłe rany, co zczerwienią piaski.