Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom II/XXXII

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 177 ]
XXXII.

 Najważniejszemi z tych nowych posiłków dla administracyi, byli skazańcy polityczni.
 Wielu z nich, spodziewając się uzyskać tym sposobem ułaskawienie i powrót do Francyi, poprzyjmowali służbę jaką im ofiarowano.
 Porozdawano im broń.
 Znany paryzki kapelusznik Amouroux były członek Centralnego Komitetu za czasów Kommuny, był jednym z pierwszych, jacy się okazali gotoweni do walki.
 Serwacy Duplat poszedł za jego przykładem. Ów były kapitan Związkowych, marzył już o udzielonych za to sobie łaskach gubernatora.
 Mieli walczyć przeciw zbuntowanym, oni, którzy sami w tem niegdyś przewinili, walcząc przeciw swym własnym współbraciom!
 Bunt Kanaków został stłumionym, lecz łaski na które skazańcy liczyli, nie ukazywały się wcale.
 Mimo to Serwacy Duplat zyskał na tem cośkolwiek. Zawyrokowano go bowiem na dziesięć lat ciężkich robót!
 Spieszymy wyjaśnić w krótkości, co sprowadziło dlań nowy wyrok, którego straszne następstwa czyniły zeń nie tylko politycznego skazańca, lecz i prostego kryminalistę.
[ 178 ] Na północy wyspy Ducos, powstanie krajowców szerzyło się z zajadłą zaciekłością.
 Jakie były przyczyny tego zbuntowania się? Czy pochodziły one z wzrastającego ciągle zaboru im gruntów, na których poszukiwacze żył kruszczowych odkrywali nikiel i inne warstwy złotodajne? Lub też wynikało ono z innych powodów?
 Niechcąc zajmować się obszernie temi kwestyami, stwierdzimy jedynie fakta związane ściśle z naszym opowiadaniem.
 Morska piechota, wzmocniona zaopatrzonemi w broń zesłańcami, została zwróconą przeważnie na miejscowości zagrone przez zbuntowanych Kanaków.
 Rozpoczęły się walki z obu stron, dzikie, straszne, zacięte!
 Na początku, gdy jeszcze spokój panował na wyspie, wysłano kilku ludzi wraz podoficerem do przyjaznego, jak się zdawało plemienia Oebasów dla sprowadzenia robotników. Wszyscy ci nieszczęliwi wysłani, wymordowanymi a następnie i zjedzonymi zostali na uczcie potwornej, przez tych pożeraczów ciała ludzkiego.
 W osiem dni później, dwudziestu zołnierzy, dowodzonych przez porucznika, zostało nadzianemi na piki przez toż dzikie plemię, które podłożywszy ogień pod wysokie trawy, dało zginąć w płomieniach nieszczęśliwym.
 Koloniści walczyli z tą zaciekłą dziczą odważnie, nie kryjąc jednak przed zarządem, iż gdyby potrzebne posiłki na czas nie nadeszły, z trudnością by im przyszło ocalić swe życie.
 Koncessya na wydobywanie żył kruszczowych wznieciła, jak się zdaje, nienawiść w plemieniu „Dućbo“, dowodzonym przez przewódcę „Douima“.
 Francuz, koncessyonaryusz, protegowany przez zarząd wojskowy i dyrektora kolonii karnych, eksploatował te żyły złota i niklu pod firmą: „Piotr Delphis i spółka“.
 Ow Delphis zebrał szybko majątek w Nowej Kaledonii, dzięki niezmordowanej czynności, z jaką wyczerpywał grunta bogate w pokłady drogocennego minerału.
 Od roku 1860, zamieszkiwał on w Outbache wraz z ro[ 179 ]dziną to jest z żoną i dwiema młodemi córkami, zrodzonemi na wyspie.
 Obszerne jego mieszkanie, silnie zbudowane, otoczone grubemi palissadami, znajdowało się w środku kopalni, gdzie odbywano poszukiwanie kwarcu i przemywanie piasku zawierającego cząstki złota.
 Służba najemna była bardzo liczną, nie o tyle jednak, aby się oprzeć zdołała napadowi zbuntowanych krajowców. Zażądał więc posiłków wojskowych z Numei, jakie mu przysłanemi zostały.
 Oddział, do którego należał Serwacy Duplat, stoczył potyczkę z krajowcami, o dwie mile przed Outbache i odepchnął zbuntowane bandy, jakie zwiększając się z dniem każdym, szybko się zbliżały.
 Najściślejszy nadzór został rozciągnięty nad mieszkaniem kolonisty-minera, w którym to mieszkaniu znajdowały się beczki niklu i okruchy złota, przedstawiające wartość olbrzymią. Miały być one co rychlej wyekspedyowane do Numei, gdzie składano wszelkie produkta mineralne z Nowej Kaledonii.
 Straż wojskowa ustawioną została na dwa metry po za ogrodzeniem domu, à po za nią czuwał noc i dzień kordon waratowników.
 Pewnej nocy, Serwacy Duplat postawionym został na posterunku przy drzwiach pawilonu, w którym znajdowały się zamknięte beczki z kwarcem i złotem.
 Wiedział on dobrze, po nad jakiemi bogactwami czuwać mu rozkazano.
 Podczas dnia pełnił straż przy drzwiach otwieranych w obecności pana Delphis, dla przepuszczenia robotników, znoszących nowe beczki z niklem oraz skrzynie, zawierające piasek i okruchy złota.
 Jedna z tych skrzyń, pękła pod ciężarem, w chwili gdy ją stawiano na ziemi. Zebrawszy starannie metal drogocenny₂ odstawiono na bok zepsutą skrzynię dla zreparowania jej później.
 Świadkiem tego wypadku był Duplat.
 — Kilka garści złotego piasku — mówił sobie — a nie potrzebowałbym pleśnieć w Nowej Kaledonii. Mógłbym żyć wesoło, do zgonu! W Numci, albo na wyspie Ducos, zna[ 180 ]lazłbym człowieka, który wymieniłby mi to na brzęczące luidory!
 Były kapitan Kommunistów nie odznaczał się, jak wiemy, skrupulatnością. Nie należał do ludzi zdolnych się oprzeć pokusie, a tu przyznać trzeba, była ona zbyt silną.
 Drzwi pawilonu zostały zamknięte i Duplat pozostał sam, przechadzając się w około.
 Korzystając ze swego stanowiska, badał szczegółowo wnętrze budynku.
 Jedno, jedyne okno, przepuszczało tam światło, a to okno nie było okratowane.
 Wśród dnia, nie można było myśleć o rozbiciu szyby, lub podważeniu zamku. Należało oczekiwać sposobności.
 Nazajutrz, około dziesiątej wieczorem, postawiono Duplat’a na straży w tymże samem miejscu.
 Pokusa zbyt silnie działała, ażeby mógł ją pokonać.
 Wycierpiał wiele podczas pobytu swego na wygnaniu. Źle żywiony u kolonistów w służbach, u których pozostawał, nieraz przycierpiał i głodu. Ach! jakże żałował szczęśliwych czasów, w których był kapitanem Kommuny! Wystarczało mu wtedy podpisać bon rekwizycyjny, aby otrzymał wszystko, czego potrzebował, nie wydając pieniędzy.
 Deportowani, posiadający nieco grosza, mogli złe znosić cierpliwiej.
 — Nie czują głodu przynajmniej! powtarzał z zawiścią.
 — Ha! skoro szatan rozsypał złoto przedemną mówił dalej nie będę o tyle głupim, bym je miał odepchnąć od siebie.
 — Jako człowiek przezorny, zachował pozorną obojętność wobec wojskowych oddziałów, mających przyjść zmienić wartę o dziesiątej wieczorem i utworzyć kordon w około pawilonu przy drzwiach, którego stał na straży.
 Ow oddział złożony był z żołnierzy złamanych znużeniem, osłabionych gorącą temperatura, do jakiej nie byli nawykli, drzemiących w postawie stojącej, wsparci na bagnetach.
 Byli to po większej części skazańcy kryminaliści pozaciągani do wojska, żartujący sobie ze wszystkiego, radzi odnaleźć łup w mieszkaniu jakie strzedz mieli, deportowani spędzający czas na rozmowach o ostatnich walkach Kommuny.
[ 181 ] Najróżnorodniejsze te żywioły razem zebrane, nieprzedstawiały żadnej gwarancyi bezpieczeństwa.
 Nadeszła noc gorąca, głęboko ciemna. Niebo koloru atramentu, bez księżyca i gwiazd pokryło się chmurami.
 Błyskawice przerwały horyzont, morze jęczało, rozbijając się o wybrzeża, a huk gwałtownego wichru co chwila słyszeć się dawał.
 Była to pora burz strasznych i deszczów lejących potokami.
 Wielkie krople wody, spadać zaczęły.
 Każdy z wartowników szukał schronienia przed burzą. Wszyscy się poukrywali.
 Duplat sam tylko czuwał, dosłuchując najmniejszego szelestu, sledząc nadejścia pomyślnej chwili do wykonania swego zamiaru.
 Zbliżył się do okna pawilonu, Jak wiemy, nie było okno okratowane, potrzeba więc było tylko szybę wyłamać.
 Uczynił to, korzystając z chwili, w której huragan huczał z zaciedłością, a brzęk rozbitego szkła zniknął w wielkim szumie wichru i huku piorunów.
 Wsunąwszy rękę przez otwór, odnalazł z łatwością w oknie zasuwkę, którą otworzył, a pozostawiwszy strzelbę na zewnątrz, wdrapywać się zaczął po ścianie, poczem przesadziwszy okno, wskoczył w głąb budynku, zawierającego miljony.
 Wewnątrz pawilonu ciemno było, jak w piecu.
 Duplat szedł, macając ręką po ścianie, kierując się ku miejscu, gdzie widział jak złożono rozbitą skrzynię pełną złotego piasku.
 Znalazł ją nareszcie.
 Rozbita pokrywa była położoną lekko na wierzchu skrzyni.
 Zdjął ją bez hałasu, a zanurzywszy ręce w drogocennych okruchach, zapełniał niemi kieszenie i worek płócienny zawieszony na szyi, przeznaczony do chowania w nim żywności.
 Ukończał już swoją zbrodniczą czynność i serce mu biło radośnie na wspomnienie bogactw, tak łatwo zdobytych, gdy [ 182 ]po za sobą usłyszał nagle donośnym dźwiękiem wygłoszony wyraz:
 — Złodzieju!!
 Duplat schwytany na gorącym uczynku poskoczył na bok, a zwróciwszy się ku otwartemu oknu, wyjął nóż z za pasa.
 Daremne usiłowanie!
 Przy świetle latarni niesionej przez żołnierza wypełniającego część nocnej straży, ujrzał podoficera morskiej piechoty, celującego z rewolweru.
 — Złodzieju! — powtórzył groźnie podoficer.
 — Łaski! — zawołał Serwacy, padając na kolana ze złożonemi rękoma.
 — Mógłbym cię zabić! mam ku temu przelkie prawo! — mówił dowodzący. Wstręt mi jednak sprawia zabójstwo, nawet takiego łotra, jakim ty jesteś! Oddam cię w ręce sprawiedliwości, niechaj postąpią z tobą, jak należy! Wychodź z tego budynku, tą drogą, jak wszedłeś.
 Były kommunista blady, jak ściana, przesadził okno i upadł ciężko na ziemię. Oficer chwyciwszy go za ramiona, postawił z siłą na nogach.
 — Co widzę? to ty? — zawołał, w twarz mu spoglądając. Ty? więzień polityczny, deportowany? Ty? który naśmiewałeś się ze skazańców kryminalistów, pogardzałeś nimi? Ha! jesteś podlejszym od nich, ty! który kradniesz mając strzedz i pilnować! Dalej zamną na odwach!
 Wszelki opór był tu niemożliwym. Serwacy uczuł, że jest zgubionym.
 Z pochyloną głową, przybrał obłudnie pokorną postawę.
 Oficer zamknął okno, o ile mógł najlepiej, postawił nową wartę przy pawilonie, a wymierzając powtórnie rewolwer w nędznika:
 — Na odwach! Marsz! zawołał.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false