Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom II/XXVII

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 151 ]
XXVII.

 Przeniesiona z ambulansu przy ulicy Servan do szpitala Miłosierdzia, poddawaną była dwóm strasznym operacyom. Odłam kartacza przebił jej czaszkę, w takich wyrazach tłumaczono mi powód jej obłędu?
 — Mówiłeś co do niej?
 — Dwukrotnie.
 — I cóż?
 — Tak jak gdybym mówił do posągu.
 — Ach! biedna matka! biedna męczennica! Cóż z nią stanie się teraz?
 — Za kilka dni, wyniosą ją ze szpitala.
 — Gdzie, dokad?
 — Do domu obłąkanych.
 — Niema więc żadnej nadziei, aby wróciła do przytomności?
 — Żadnej! Chyba by cudem, jak twierdzą doktorzy.
 — Oby Bóg pozwolił, ażeby ten cud się spełnił!
 — Przyobiecałem dyrektorowi szpitala, księże wikary, iż przyjdziesz odwiedzić Joannę.
 — Dobrze zrobiłeś, Rajmundzie, pójdę zobaczyć tę biedną kobietę, za nim ją wyniosą do owego grobu gdzie lubo żyjąca, będzie za życia umarłą!
 — Pan dyrektor mocno pragnie widzieć się z tobą, księże Raulu, ażebyś stwierdził żem ja się nie pomylił, poznawszy Joannę Rivat w tej nieszczęśliwej. Chce obok tego otrzymać bliższe co do niej objaśnienia.
 — Czuję się znacznie silniejszym, będę mógł wyjechać powozem — odrzekł wikary. — Pojedziemy oba do szpitala Miłosierdzia. Zobaczę Joannę, sam do niej przemówię, kto wie, czyli ujrzawszy mnie, usłyszawszy mój głos kapłana, który błogosławił jej związkowi małżeńskiemu, kto wie, czy nie zabłyśnie światełko w jej mózgu przysłoniętym ciemnościami.
 — Och! gdybyż to nastąpiło!
[ 152 ] — Nie traćmy nadziei, Rajmundzie! A teraz mi powiedz, czy masz jaką inną wiadomość!
 — Mam, księże wikary.
 — Cóż takiego?
 — Ze szpitala, poszedłem do mera jedenastego okręgu.
 — I tam przynajmniej może uzyskałeś jaką pomyślną wskazówkę?
 — Niestety, przeciwnie. Dwie bliźniaczki Joanny Rivat nie zostały przedstawionemi dla zapisania ich do ksiąg ludności
 — Jesteś tego pewny?
 — Widziałem własnemi oczyma. Dzięki grzeczności urzędnika, przeglądałem księgi urodzeń, czytając uważnie każdą deklaracyę, począwszy od 24 Maja, aż do końca tegoż miesiąca.
  — To dziwne!-wymruknął ksiądz d’Areynes.
 — Poszukując tego, trafiłem na zeznanie pana Rollin o urodzeniu się jego córki.
 — Pod jaką datą?
 — Pod dniem 28 Maja.
 — Tak właśnie on mi powiedział.
 — Dalej tegoż samego dnia złożono zeznanie o jakiejś małej dziewczynce znalezionej na ulicy, dziecku kobiety zabitej granatem w przejściu przez la Roquette, podczas gdy uciekała z palącego się domu. Biedne to dziecię zostało oddane do Przytułku.
 — Ach! ileż nieszczęść sprowadziła ta Kommuna! — zawołał młody kapłan, załamując ręce. — Lecz co się stało z dziećmi Joanny? — wołał z niepokojem. — Dla czego nie zostały przedstawione do zapisania ich w księgach ludności? Co z niemi zrobił Serwacy Duplat, uniósłszy je z kołyską?
 Dowiedzieć się nam trzeba, księże wikary-Schloss odrzekł. Trzeba odnaleźć tego Serwacego Duplat’a.
 — Tak, trzeba, nieodmiennie trzeba! ponieważ chce wypełnić przysięgę uczynioną, na łożu śmierci Pawłowi Rivat.
 — Od jutra rozpocznę śledztwo — mówił Rajmund. — Gdzie mieszkał ten Duplat?
 — Niewiem, lecz Gilbert Rollin wiedzieć o tem musi.
 — Pójdę do pałacu Vaugirard, zapytam go o to.
[ 153 ] Nie! — odparł wikary — ja sam z nim się zobaczę. Gilbert jest niezmiernie drażliwym twoje badania mogłyby go rozjątrzyć. Pomiędzy nim a Duplat’em, istniał pewien stosunek, rodzaj poniżającego porozumienia się, co mogłoby przywieść mu na pamięć przykre wspomnienia. Napiszę do niego, prosząc aby tu przyszedł. Po jego u mnie bytności, będziesz mógł rozpocząć poszukiwania według udzielonych przezeń wskazówek.
 W chwili, gdy to mówił ksiądz Raul, głos dzwonka dał się słyszeć w przedpokoju, a w parę chwil później ukazała się Magdalena, oznajmując, iż przyszedł pan Rollin i żąda widzieć się z księdzem d’Areynes.
 — Pozostaw mnie z nim Rajmundzie. — mówił wikary — a ty Magdaleno wprowadź przybyłego.
 Schloss zniknął, a mąż Henryki wszedł do pokoju.
 Odkąd ta młoda kobieta objęła w posiadanie dochody z majątku hrabiego Emanuela, Gilbert zmienił się do niepoznania.
 Nie był to już ów człowiek wykolejony, zmuszony nędzą do chwytania się różnych środków podejrzanych, do oszczędzania się we wszystkiem, chodzenia w wytartem ubraniu, butach łatanych, prania sobie samemu rękawiczek w benzynie.
 Zmienił się w wytwornego eleganta, wielbiciela ostatniej mody, tak w ubraniu, jak ekwipażach.
 Zapomniawszy o swojej niegdy tak ciężkiej czarnej nędzy, popadł w też same błędy, z narażeniem się na ich bolesne następstwa. Co go to obchodziło, jeżeli mówiono o nim:
 To dżentelmen w całym znaczeniu“. Zadowolona próżność, nie dozwalała mu się zastanawiać.
 Ksiądz Raul powstał na przybycie Gilberta.
 Ten podał mu rękę.
 — Spocznij kuzynie — mówił kapłan, wskazując mu krzesło i mów o Henryce i o mej małej siostrzenicy Maryi-Blance. Jak się miewają? bo przeszło tydzień ich niewidziałem?
 — Henryka jest nieco cierpiącą.
 — Cierpiąca? — zawołał młody ksiądz z niepokojem — ale nic zastraszającego, mam nadzieję?
[ 154 ] Bynajmniej! lekka niedyspozycja, która przeminie bez obawy. Co zaś do mojej córki, jest zdrową zupełnie, rośnie z dniem każdym, jest silną, wesołą. Nie uwierzysz kochany kuzynie, o ile to ojcowstwo szczęśliwym mnie czyni! Ach! moja maleńka Marya jest tak piękną, ta córka mojej ukochanej Henryki!
 — Ja również się cieszę — odparł ksiądz Raul. — Czuję się bardzo szczęśliwym, widząc, że to ojcowstwo zmienia cię na poważnego człowieka. Nakłada ono na ciebie wielkie obowiązki, jakich niezaniedbasz, jestem pewny, nawet pośród zabaw i światowych przyjemności!
 — Masz słuszność kuzynie i nie zawiedziesz się w tem razie. Stanowisko ojca rodziny, oczarowywa mnie tak, iż wyrazić tego nie jestem wstanie! Nakreśla ono przedemną drogę postępowania z jakiej nie zboczę, upewniam! Darzy mnie ono szczęściem, jakiego nie znałem, o jakiem nie marzyłem! Moja maleńka Marya-Blanka, jest dla mnie wszystkiem!
 — A wiec opowiadaj mi o niej.
 — Nic rozkoszniejszego po nad to dziecię! Kocham ją tyle, o ile kocham jej matkę, a znasz kuzynie głębią mojego przywiązania do Henryki...
 — Znam dobrze, dawałeś tego dowody.
 Po kwadransie rozmowy, Rollin wstał chcąc odejść. Wikary zatrzymał go poruszeniem ręki.
 — Pozwól sobie zadać rzekł — jedno zapytanie.
 — Jestem na twoje rozkazy kuzynie.
 Przedewszystkiem, chciej mi przebaczyć — mówił ksiądz d’Areynes — że będę zmuszony przypomnieć ci osobistość nie zbyt dla ciebie przyjemna. Radbym nigdy nie wspominać o jej nazwisku, wszak obietnica uczyniona przezemnie umierającemu, nakazuje mi pomówić z tobą o tym człowieku.
 — O co chodzi? — zapytał Gilbert mocno zaintrygowany i zatrwożony. tym wstępem tajemniczym.
 — O Serwacego Duplat.
 Posłyszawszy to nazwisko mąż Henryki zadrżał. Zimny dreszcz przebiegł po nim od stóp do głowy. Miał jednak się na baczności, zapytując tylko sam siebie, co [ 155 ]ksiądz d’Areynes mógł mieć mu do powiedzenia o owym byłym sierżancie 57 bataljonu?
 — Serwacy Duplat? — powtórzył — był to wielki łotr, nędznik, zdolny do wszystkiego, z którym złączony okolicznościami, zmuszony byłem ulegać jego wymaganiom. Zresztą widziałeś sam kuzynie jego postępowanie i możesz go osądzić.
 — Osądziłem go już, należycie.
 — Jakiż więc powód cię znagla do zajmowania się tym nędznikiem?
 — Powód nader ciekawy, jaki zrozumiesz, wysłuchawszy mnie przez chwilę.
 — Mów zatem...
 — Podczas wojny — zaczął wikary — gdy byłeś kapitanem Gwardyi Narodowej, służył w twojej kompanii gwardzista, nazwiskiem Paweł Rivat.
 Na te wyrazy niepokój Gilberta zamienił się w trwogę. Zdołał jednak pokonać zmięszanie
 — W rzeczy samej — odrzekł spokojnie — przypominam sobie, że ów Paweł Rivat został śmiertelnie ranionym w bitwie pod Montretout.
 — Umarł, w kilka miesięcy później skutkiem tych ran w Wersalskim szpitalu. Byłem obecny przy jego śmierci-odparł Raul d’Àreynes.
 Znałeś go więc kuzynie?
 Wszak połączyłem ich związkiem małżeńskim w kościele świętego Abrożego, na rok przed jego śmiercią!




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false