Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/76

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

W tej chwili z sąsiedniego pokoju dobiegło silniejsze łkanie stłumione poduszką, którą panna Ludmiła przyciskała sobie do ust. Olaski, strapiony, pożegnał się z gościem.

— Biedaczka, — rzekł — muszę jej to wyperswadować. Cóż i licha! świat szeroki...

Ale w jego głosie brzmiało zwątpienie.

∗             ∗

W parę dni po spadnięciu owej piorunującej wieści na mieszkańców Kołatyna, Olaski kazał założyć konie i wyjechał do miasta. Podczas jego nieobecności, ciągnącej się blisko tydzień, panna Ludmiła nie opuszczała swego pokoiku na górze Olaska oświadczyła Chojowskiemu, pytającemu o nią, że „córka chora.“ Zasiadali więc do stołu we dwoje. Pan Stanisław wysilał się, żeby prowadzić rozmowę z gospodynią, ale widział, że nic ją bliżej nie interesuje w tej chwili. Rozwijała natomiast chętnie swoje plany na przyszłość.

Osiedliby w Radomiu, gdzie mają krewnych i gdzieby się czuli w swojej okolicy, ale miasto prowincyonalne zaciasne dla nich, bo Luda — tak zwykle nazywała córkę — chce dawać lekcye, które łatwiej znaleźć w Warszawie. Dziewczyna nie skończyła gimnazyum, nie była nawet na żadnej pensyi i nie ma pozwolenia, ale umie dużo, bo ojciec

68