Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/48

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Młoda kobieta szła prosto ku niemu i zatrzymała się tuż przed kamienną ławką, na której przed chwilą siedział. Szybkim, wdzięcznym ruchem odrzuciła włosy spływające jej na policzki i odsłoniła bladą twarzyczkę, zalaną łzami. Nie była to rozpacz, nie była troska gryząca, ale bezbrzeżny smutek, tęsknota spokojna i głęboka. Łzy wybiegały z pod różowych powiek i gasząc modre źrenice, Ściekały powoli po świeżych jagodach, perląc się na włosach i jędrnym, rozwijającym się dopiero biuście dziewiczym. Ramiona opuszczone bezwładnie tonęły w fałdach spódnicy, nie starając się nawet ukrywać odsłonionych wdzięków. Stała tak nieruchomie wpatrzona w kamienną ławkę, wreszcie upadła na nią ciężko. Głowę oparła na dłoni i zastygła jak marmur.

Teraz pan Stanisław mógł się dobrze przypatrzeć jej czystemu delikatnie wykrojonemu profilowi, typowej dzieweczki polskiej o zlekka orlim nosku, zrośniętych brwiach, podziwiać różowość wysubtelnionych, wywiniętych na zewnątrz, drgających nerwowo i energicznie zakrojonych warg, głębokość wpatrzonych w dal oczu i białość szyi.

Jakie bóle zakłócały harmonię tej młodej duszy? co się działo w głębi tej dziewiczej piersi, wtedy właśnie, gdy wszystko dookoła tchnęło życiem i weselem? czyżby jaka namiętność wkradła się do niedoświadczonego, oczekującego na pierwsze gorętsze uderzenia serca?

Bo oto nieznajoma, nachyla się i przytyka usta do kamiennej płyty, gdzie niedołężna ręka wyrznęła dwa imiona, objęte wspólną ramką.

40