Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/242

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

tych, co są nam życzliwi, choćby obojętni, ponieście nawet pewne drobne straty, narazie przynajmniej — narazie, powtarzam, bo równolegle musimy zapełniać luki w naszym własnym przemyśle, pracować sami, zamiast dawać pracę swoim wrogom.

Ale kwestya, czy taka broń, niewinna, nieszkodliwa napozór, jest rzeczywiście groźną dla niemców?

A więc, zastanówmy się nad jej skutecznością! przypuśćmy, że cały naród polski poparty w tej bezkrwawej wojnie z nawałą germańską, przez wschód słowiański, pójdzie jak jeden mąż na plac boju. W takim razie cała ta powódź towarów, podbijająca słowiańskie rynki, cofnie się nagle, życiodajny strumień naszego złota wyschnie, olbrzymia liczba fabryk, pracujących dziś całą siłą pary stanie, tłumy robotników, prowadzone przez antipolskich wodzów przemysłu, znajdą się na bruku miejskim, wobec nędzy. A nędza, moi panowie, to nieszczęście, straszniejsze, aniżeli wojna, w której padają trupy i ranni, to bicz, smagający dotkliwie, to zwiastun zwyrodnienia fizycznego, duchowego i moralnego. W jej bladych, kościstych, tchnących grobową zgnilizną objęciach buta germańska stopnieje, jak stal w pożerającym ją ogniu.

Walka ta i nam da się z początku we znaki, będziemy bowiem zmuszeni kupować niektóre towary drożej, ale taki stan rzeczy będzie, jak powiedziałem, przejściowy; nie minie kilku lat, a te same przedmioty, jakie nabywaliśmy za granicą, zaczną wychodzić z naszych fabryk. Nasz przemysł młody, potężny, wsparty, jak na opoce, na solidarności narodowej, wleje w społeczeństwo nowe siły, powoła do służby w swojej armii zastępy bezrolne, skazane na niedostatek. Czyż

234