Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/210

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

bez zdolności i napewno doszedłby z czasem do lepszego stanowiska u mnie, ale wolał zostać pospolitym złodziejem! Straszna rzecz, co to za moralność teraz! A kto temu winien? Pogoń za użyciem, proszę pana, każdemu się zdaje, że powinien opływać w dostatki, prowadzić życie jak magnat, na nic sobie nie żałować, bo przecie wszyscy są sobie równi i mają jednakowe potrzeby. Oto rezultaty modnych idei! Jestem prawie pewny, że Niecki prowadził życie nad stan i to go pchnęło do występku. Gdybym był naprawdę bezdusznym, niemiłosiernym wyzyskiwaczem, za jakiego tacy ludzie mają każdego fabrykanta, oddałbym nicponia w ręce władz właściwych i zgubiłbym go bez ratunku, ale ja wolę zamilczeć o własnej krzywdzie. Oddalę go tylko i napiszę w dodatku świadectwo nienajgorsze. Tylko, że stanowisko magazyniera nie może być wakującem u nas, a skąd tu brać uczciwych ludzi? Panu ufam i gdybyś pan miał kogo...

— Mam — rzekł pan Stanisław. — Podupadły obywatel, bardzo porządny człowiek, ręczę za niego.

Fabrykant skrzywił się.

— A więc ktoś, co nie potrafi się liczyć nawet ze swojem własnem?

— Jak to pan rozumie? — żachnął się Chojowski, Żałując już, że się niepotrzebnie wyrwał.

— Niepraktyczny, chciałem powiedzieć. Ale skoro pan go poleca. W jakim wieku?

— Starszy.

202