Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/181

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Hej, wy ciągnące chmury, moich myśli skrzydła
I tęskniącego wiecznie serca drogowskazy,
Serca, na które oddal zastawiała sidła
I które wszystkie ziemi kusiły obrazy,
Płyńcie, żeglujcie w bezbrzeż, abym mknął za wami
Chwilę jeszcze żądnemi źrenicy obiema
w te cuda za lasami i hen za górami,
Co są wieczyście piękne, chociaż mnie tam niema.

Wiejcie, wichry północy i wiatry południa,
Coście mnie, jako druhy, brały pod ramiona
I wiodły gdzie ożywczej wody bije studnia,
Echo śmiechu się rodzi z echa łkań, co kona;
Wy, coście wciąż mnie wiodły w dziwne, obce kraje,
Gdziem tyle wspomnień szczęścia na korze drzew zaciął,
W cudzych siołach, bom z tych jest, których nie poznaje,
Gdy w dom wrócą, z rodziny nikt ani z przyjaciół.

Dzięki wam, chmury, wichry, drogi i gościńce,
Rozstaje w szczerem polu i topól szeregi,
Gościnne białe chaty i wrogie dziedzińce,
Pochody pośród sadów, podgwiezdne noclegi,
Południa i północe, wschody i zachody,
Sny jasne i tęsknoty, zbłąkania i cele,
Zimy i lata, kwiaty pachnące i lody,
Śniegi i drzew owoce, smutki i wesele.

Wszystkiegom doznał, w serca schowawszy skarbnicy,
Jak list szczęścia pod skrzydłem gołębica biała.

177