Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/134

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

I w pęd pognałem za nią z weselem szalonem,
Czepiwszy się jej wichru, jak rumaka grzywy
I w nieskończoność ścigam ją niebios zagonem.

A ona, jakby zaświat porwał ją w swe wpływy,
Toczy się jakom pragnął, w loty coraz prędsze...
Wieki już gnam... Lecz czuję, żem nie jest szczęśliwy.

Wkrąg samotnie i ciemno i chłodno, choć piętrzę
Przestrzenie na przestrzenie dziką skrzydeł pracą.
Zimno i mróz w bezbrzeżu i krzepnie me wnętrze.

A gwiazda ma wciąż pędzi płomienistą racą,
Ucieka, aż lęk chwyta mnie, że mnie się wyprze
W tej próżni, bo już skry jej z oczu mi się tracą.

Syp-że mi, Ziemio, iskry śladem swoim, syp-że!
Bo czuję się sierocy i w strasznej obczyźnie...
Rzut mój był potężniejszy, niż ścigi najszybsze.

Własnem ja cię ramieniem, maczanem w truciźnie
Szału, tak precz rzuciłem od mojego serca,
Ty serce mego ducha, memu ciału bliźnie.

Wiarołomca niegodny, niewdzięczny bluźnierca,
Zapomniałem, że twoją to krwią i twym sokiem
Spotężniało me ramię, co nasz ślub uśmierca.


130