Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/108

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

ZMORA.



Sto dni już goni oczy obłąkane
Mając szaleństwem, a na ustach pianę,
Czując, jak oddech zziajanego płuca
Z ostatkiem siły czarną krew wyrzuca.
W starganych włosach wichr szyderczo świszcze —
Lecz on przez drogi, popioły i zgliszcze,
Niosąc win ogrom i brzemię pokuty,
Jak zbój ścigany, jak zwierz psami szczuty,
Gna nieprzytomny przez bagna i puszcze,
Słysząc za sobą rozbestwioną tłuszczę,
Gotową za nim przez topiele wpław iść,
A gna go zemsta, klątwa i nienawiść.

A jaka była jego wina dzika,
Co zeń zrobiła zbiega i nędznika,
Nie wie i nie chce wiedzieć, nie pamięta!
Jeno, że stargał gdzieś haniebne pęta,
Które mu w biegu kolano i biodro
Ranią i, zda się, ciało z kości odrą;
Że zaprzepaścił gdzieś coś nieodpłatnie,
Stracił, co było pierwsze i ostatnie,
Podle swą duszę przegrał w grę fałszywą
I wdał ucieka z resztką serca żywą,
Nagi, oplwany, brudny i obdarty,
A za nim krwawy wstyd i wstręt, jak czarty.


104