Page:Staff - Tęcza łez i krwi.djvu/163

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Lecz gdzież męże ich? Gdzie ich zastępy?
Ich pułkami jedynymi — sępy.
Co im dziobem skrwawione rwą ciała...
Gdzież bagnety ich, gdzie są ich działa?
Damyż zginąć im, umrzeć w niemocy,
My, swobodni wiatrowie wysocy,
Cośmy spali, po pląsach i tanach,
Na ich sianych miękkiem zbożem łanach?
Cośmy z dum ich zgonów i narodzeń
Nauczyli się długich zawodzeń,
A wśród ciepłej, wonnej nocy letniej,
Tęsknych kwileń ich gęśli i fletni?“

I rozbiegły się w nocnej ciemności
Wiatry pełne trwogi i litości,
By ratunku szukać i wspomogi.
Na gościńce pognały i drogi,
Na rozstaje i błędne bezdroże,
Kędy stoją wszędy Męki Boże:
Chrystusowie na krzyżach skrwawieni
W męce cierni, gwoździ i ościeni,
Chcąc, w rozwarte na dwa świata końce
Ręce, ująć tę ziem, — jej obrońce,
Jej obrońce jedyni, niemylni,
Lecz ćwiekami przybici bezsilni,
Dziś jedyni męże tej ziemicy,
Męczennikom bratni Męczennicy.

Czy od jęków krainy tej całej?
Czy od wichrów? — bo bardzo spróchniały

159