Page:Staff - Dzień duszy.djvu/86

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

ZMOWA.



A dziecko było dziwnie wątłe, blade, chore...
A gdy się uśmiechało, zdało się: »Kwiat więdnie«
I dziwnie cichym płaczem łkało w zmierzchów porę...

Ledwo zrodzone, wzrokiem toczyło w krąg błędnie,
A gdy powiew okrążał śpiącego wezgłowie,
Lęk zdawał się szeptać: »Chore jest... Pieść je oględnie«...

Obok kolebki, w tajnej ze sobą rozmowie,
Stały cienie litośnie patrząc nań oczyma...
I rzekł Głos: »Niech o prawdzie nigdy się nie dowie...

»Nazbyt wątłe i wzroku Tajni nie wytrzyma...
»Chodzić zdolne jedynie oparte na cudzie...
»Marzy wiosnę... Niech nie wie, że tu wieczna zima...

»Samo w bezkresie świata jest... Niech żyje w złudzie...
»Bezbrzeżnej samotności przelęknie się dziecię...
»Niech śni, żeśmy podobni jemu... że są ludzie...

»Mówmy mu, że zrodziło się na bożym świecie,
»Że pójdzie w wieczny rozblask po długim żywocie
»I że swe ziemskie życie zawdzięcza kobiecie...