Page:Staff - Dzień duszy.djvu/111

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
101
WĘDRÓWKA WESOŁEGO PIELGRZYMA


Nie płacz, że próżno szał gna mnie, jak liść...
Jam rad, że ludzie tam jeszcze nie byli.
Mnie ono dotąd czeka... Mam gdzie iść...
Bóg spłać wieść twoją, daną w dobrej chwili!

Niewiasta leje siwe perły łez:
»Szał wieczny twoim zdradnym przyjacielem!
»A gdy, nim dojdziesz, przyjdzie zgon i kres?«
Hej! I to miasto nie jest moim celem!

Każdy sam siebie ciągle jeno śni,
Przeżywa swoją własną baśń o sobie...
Im piękniej złoci mi się cel mych dni,
Tem większym drogę swą urokiem zdobię!

Tutaj wkrąg błota i słota i dżdże...
Tam cuda, chociaż niewidne i mgliste.
A jeśli niema miasta, ja je śnię!
I to jest zdobycz moja — te sny czyste!

Niewiasta blada: »Lecz to jeno cień,
»A tu jest prawda, ślepcze najbiedniejszy!!«
Matko! Szczęśliwszy jednak mój jest dzień!
Wasz świat prawdziwy, ale mój — piękniejszy!

I przeto idę w miasto skryte w mgle,
Pośród ogrodów wiecznej złotej wiosny...
Idę ku niemu przez mroki i dżdże
A krok mój lekki i śpiew mój radosny...

Że mi na oczach sen mój złoty lśni,
Przeto pieśń moja nie jęczy w żałobie...
Każdy sam siebie ciągle jeno śni,
Przeżywa swoją własną baśń o sobie...