Page:Staff - Dzień duszy.djvu/109

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

WĘDRÓWKA WESOŁEGO PIELGRZYMA.



Jest w dali miasto tajne, skryte w mgle,
W wieńcu ogrodów wiecznej, złotej wiosny...
Idę ku niemu przez mroki i dżdże
A krok mój lekki i śpiew mój radosny.

Choć droga żmudna, uciążliwy szlak,
żądze wędrówki ku niemu nie zginą,
Póki choć jeden szczyty kocha ptak,
Póki choć jedna łódź płynie głębiną.

Na brudnych strzępach poszarpanych chmur
Żegluje głucha, ziewająca nuda
I popiół strząsa z swych obmokłych piór...
W rozciekłe błoto rozlewa się gruda.

Niebo roztapia szary smutek swój
W kałużach... Wierzba garbata przy płocie
Chłostana wichrem skarży się na znój,
Jęcząc pieśń słotną o chorej tęsknocie.

Zmokłe topole w dal wloką się — hen...
Czasem poruszą zaspanemi czoły,
Kroplami strząsną z siebie słotny sen
Szepcąc: »Świat płacze... Czemuś ty wesoły?«