Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/179

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

moje! Nim innych wojewodów nadciągną poddani, posiłki. Niemcy Kraków zdobyć mogą. Dopóty Kraków stoi, dopóki góry z nim. Rytygier i Ziemowit wyglądają na bohatyrów. Ta wojna spadła nagle, jak obryw skały, i Wanda nad przepaścią stoi! Ojcze, ślij swatów do niej! Zawczoraj możeby ich była wywołała z kraju, lecz dziś ich przyjmie łaskawie, a jutro, jutro Hardymir twój będzie również królem!

LUDGARD.

 Halele, Lele!

ŻELISŁAW.

 Teraz dopiero coś na kształt prawdy wyrzekłeś. Jednak w córze Krakusa nie spodziewaj się nigdy strachu, ni zwątpienia! Duch ojca zawrócił z mogiły i wstąpił w jej ciało. Jeszcze widzę pole, na którem mnie wielki król Polanów pokonał u bram Krakowa, kiedym chciał panem całej Lechii zostać, jako godziło się mnie, potomkowi nieśmiertelnych bogów. Może ci się dzisiaj szczęśliwie powiedzie. Lecz raz jeszcze pytam się ciebie: co porzniesz, jeśli odrzuci miłość twoją łukonośna Wanda?

HARDYMIR.

 Co pocznę, ojcze i panie mój? Ja? Pytasz mi się? Jeśli ona... Ojcze, ja nie wiem! Ojcze!

ŻELISŁAW.

 Ale ja wiem. Natychmiast ruszysz do królowej na czele ludzi naszyci) i, jeśli tak losy opatrzą, zginiesz za nią wraz z niemi wszystkiemi, bo jej ojcu ja, ojciec twój, przysiągłem na wieczny hołd i stateczną wierność. Teraz podaj mi rękę i zaprowadź do świętego gaju! Tam zbiorę kapłanów i wyprawię ich do krakowskiego grodu.

(Odchodzi).