Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/121

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Zewnątrz rzeźby kosztowne i marne, wewnątrz próchno tylko.
 Z ludem prostym lubiłeś rozmawiać, usiadłszy na wzgórzach na brzegu morskim.
 Z dziećmi igrać lubiłeś — niewinność lub żal za grzechy przełożyłeś nad udaną cnotę.
 Przebaczyłeś namiętnym za to, że kochali wiele — przebaczyłeś prostym za to, że wierzyli wiele — przebaczyłeś słabym za to, że cierpieli wiele.
 Tym tylko, którzy nic nie kochali, w nic nie wierzyli, nic nie wycierpieli, nie zdołałeś przebaczyć.
 Przekląłeś ich jako sługi książęcia świata!
 I walka Twoja ciągnęła się z niemi — i coraz czarniejsze były ich podstępy — zgubniejsze cele!
 Tyś wiedział, że kto zmaga się z światem, zginąć musi w czasie — by żyć w wieczności.
 Przeczuwałeś jako człowiek koniec Swój.
 Jako Bóg obiecałeś, że wrócisz kiedyś.
 I ze łzami słuchała cię matka Twoja.
 I Tobie także raz przyszły łzy do ócz — kiedyś spojrzał na miasto skazane, na miasto przodków matki Twojej, na ojczyznę Twoją.
 O Ty, co ze wzgórza płakałeś nad Hierozolimą[1], dziś zapłacz nad nami!
 Nim rozstałeś się z wybranymi Twymi, obróciłeś myśl ku Ojcu i powierzałeś ich Jemu świętą modlitwą.
 „Ojcze, nadeszła godzina.
 Imię Twoje ogłosiłem przed ludźmi, których mi powierzyłeś.
 Oni byli Twojemi i dałeś mi ich. — I zachowali słowo Twoje.
 A teraz ja już nie należę do świata, ale oni do niego należą jeszcze — Ja idę ku Tobie.

 Ojcze, święty, strzeż ich w Twojem Imieniu, tych, których mi dałeś, aby byli Jedno, jako my jesteśmy Jedno!

  1. Hierozolima — Jerozolima.