Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/196

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

jędrności, mniej energii; może to miękkość rozkoszna tutejszej przyrody wpływa tak na mój umysł. Często zauważyłem, że zewnętrzne przedmioty mogą rzucić taki sam cień na duszę, jaki rzucają na płaszczyznę. Z pewnością, Mont-Blanc da hart duszy, Jungfrau zrodzi wspomnienia miłości i uczucia religijne; Wetterhorn natchnie jakąś zuchwałością i nieustraszonością; Meiringen napełnia mię wrażeniem, którego nie umiem określić, które nie jest nieprzyjemne, lecz mało ma dla mnie powabu. Zdaje mi się, że to dążność do doskonałej spokojności, do szczęścia apatycznego, co tak sprzeciwia się memu charakterowi, że pragnę stąd wyjechać. Jutro pojadę.




Grimsel, 25 sierpnia 1830, 9 wieczorem.

 Rano wyjechaliśmy z Meiringen i po godzinie drogi wpadliśmy w uśmiechniętą dolinę Hasli-Im-Grund, gdzie zieleń żywa świeci się, potoki wiją się pasmem kryształu, a czarny Platte-Stock rysuje się na niebie ze swym wierzchołkiem rozciętym na ostre, ponure zręby, gdzie krzewy mieszają się z gałęźmi rododendronów i goryczek, gdzie wszystko śliczne, żywe, przyjemne. Później przeszliśmy kilka wąwozów, które zawiodły nas do krainy dzikiej, całkiem nowej dla mnie, bo nigdy skały tak nagie i tak zniszczone wybrzeża nie przedstawiały się moim oczom, nawet w marzeniach wyobraźni. Spad Aaru wspaniały w tem miejscu rzuca się trzema potokami w trzy przepaści. To już nie woda, to piana, która leci w powietrze, odbija się od skały, rozbija w przezroczyste perły, w olśniewające krople koloru tęczy. Huk podobny do huku lawiny, a przepaść wprost straszliwa. Wody się kręcą, mie-