Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/194

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

kają trawników rosnących nad brzegiem Lucziny. Zresztą dolina nie przedstawia nic oryginalnego. Masy skał i lasów, nierówności gruntu i mnóstwo szaletów, oto co oko spotyka na drodze. Podróż zaczyna mię nudzić; przyzwyczajamy się do piękności fizycznej tak, jak i do brzydoty i nakoniec nie wywiera żadnego wrażenia. Tam, gdzie życia niema, lub gdzie życie jest ukryte, powab nie trwa długo. Dusza nasza szuka wszędzie towarzyszek; oto dlaczego wszystko więdnie, oprócz piękności moralnej i nieśmiertelnej, oprócz piękności, na której odbija się wyraz myśli, niby odblask zioła słonecznego na falach strumienia.




Meiringen, 23 sierpnia 1830.

 Wetterhorn jest panem Grindelwaldu. Pierś jego jest twarda i nieczuła. Czoło jego przebija chmury, a śnieg co tam leży, jest niby hełm ze srebra i stali. Dwa lodowce go otaczają, a lazur nieba igra między ich przepaściami; dalej, na prawo i na lewo ciągnie się łańcuch skał pociętych w formy dziwaczne. Rzekłbyś wieże gotyckie najeżone blankami z lodu. Chwila słychać łoskot spadających lawin; widziałem jedną staczającą się po przepaściach i rozpadlinach, z wdziękiem fal siklaw i hukiem piorunu. Droga z Grindelwaldu do doliny Meiringen jest bardzo malownicza. Spostrzegliśmy echo, powtarzające z zadziwiającą dokładnością i melodyjną harmonią śpiewy i dźwięki. Zdawało się, że każda skała zabierała głos, aby odpowiedzieć człowiekowi, który przyszedł do nich w odwiedziny. Zdawało się, że odsłania się życie ukryte w górach, dusza ożywiająca zlodowaciałe śniegi i kamienne łono.