Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/188

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

tość. Ci ludzie skazani na wieczną noc, co śpiewali głosem tak pociągającym, tak słodkim, pozbawieni siły wzroku, znaleźli jednak dość mocy głosu, aby poruszać serca i sięgać aż do duszy. Biedni nieszczęśliwcy! Co muszą myśleć zabawiając innych, gdy sami skazani są na cierpienia najstraszniejsze! Zdało mi się, że widzę człowieka, padającego w przepaść, i z słodkim uśmiechem na ustach chwytającego się cierni kiełkujących na brzegu przepaści. Słowem byłem w tej chwili dziwnem połączeniem najróżniejszych wrażeń. Wzburzony, a za chwilę spokojny, w gorączce i rozmarzony, wspominałem sceny szczęścia i rozmyślałem nad nieszczęścia ostatnim stopniem. Leżałem na sofie i wszystkie przedmioty zaczynały mieszać się i zlewać przed memi oczyma. W tej chwili myśli się zmąciły, śpiew ustał i czar chwili przerwał się

────────


Interlaken, 19 sierpnia 1830, 11 wieczorem.

 Dzień cały zostaliśmy w Interlaken. Deszcz padał ciągle i ustał przed wieczorem zaledwie. Teraz niebo błyszczy gwiazdami. Pisałem dzień cały o połączeniu się dusz po śmierci.[1] Przedmiot ten oddawna poruszał mi duszę; bez tej wiary serce moje nie może uderzać i chciałem zostawić na papierze jakiś ślad tego wierzenia.

 Ach, tak! spotkam na przestrzeniach wieczności co wielbiłem na ziemi, żadna przeszkoda nie zdoła zawrócić mej woli, ani osłabić pamięci. Od słońca do słońca, od świata do świata, od gwiazdy do gwiazdy będę latać szukając przedmiotu swego przywiązania. Mroczne skały interlakeńskie były mi natchnieniem. Jest coś wzniosłego w ich posępnej i wyniosłej dumie; to nadawało się dobrze do mego przedmiotu.

  1. O połączeniu dusz po śmierci — Ułomek z dawnego rękopisu słowiańskiego.