Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/789

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Obaj nikczemnicy osiągnęli zamierzony cel.
 Gilbert dostrzegłszy ten wyraz wzroku Róży, pomyślał:
 — Kocha go już, to dobrze. Nie będzie przeszkody żadnej.
 Głośno zaś rzekł:
 — I ty droga Blanko, zaciągnęłaś względem wicehrabiego dług wdzięczności, gdyż jemu zawdzięczasz odzyskanie ojca. To on odszukał cię i przywiózł do mnie. Winniśmy mu wiele, ale ten ogrom długu nie przestrasza mnie jednak. Znajdziemy sposób spłacenia!...



XXIII.

 Po dłuższej chwili milczenia, Róża odezwała się:
 — Niech ojciec mówi mi o mojej matce!...
 — Zobaczymy twoją nieszczęśliwą matkę po powrocie do Paryża. Oby dał Bóg, by odzyskując ciebie mogła odzyskać rozum!...
 — Będę ja pielęgnowała tak, że wyleczymy ją! — zawołała Róża.
 — I ja mam nadzieję, gdyż szczęście bywa najskuteczniejszem lekarstwem. Wtedy będzie cię błogosławiła jak również i teraz, który wrócił cię nam i którego, zarówno jak i ja zechce jak najprędzej nazwać swym synem.
 Teraz Grancey uważając tę chwilę za najwłaściwszą do rozpoczęcia swej roli podszedł do Róży i wzruszony spojrzał na nią wzrokiem błagalnym.
 — Wróciłeś mi pan ojca — odrzekła podając mu rękę — i dzięki panu zobaczę moją matkę. Jestem panu wdzięczna i nie zapomnę mu tego nigdy!...
 Rozpromieniony Grancey z szacunkiem złożył pocałunek na ręce dziewczyny.
 Gilbert gładził wąsy z widocznem zadowoleniem.