Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/687

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Oto mój program. Rozważyłem ściśle szczegóły. Dziewczyna, mieszkająca tu z Joanną, wyjdzie ztąd na dziesięć minut przed ósmą, ponieważ o ósmej punktualnie już musi być w pracowni. Nieobecność jej potrwa z jakie trzy kwandranse. Skoro powróci, sprawa już będzie skończoną.
 — I dobrze skończoną! — dodał Duplat.
 — Przed odejściem dziewczyny, zajmiemy nasze stanowiska, a skoro wyjdzie i ucichnie odgłos jej kroków na wschodach, wejdziemy do mieszkania, gdzie będzie samą Joanna.
 — Któż jej cios zada? — pytał Rollin drżącym głosem.
 — Bez rozlewu krwi! — rzekł żywo Grancey. — Jedno dobre ściśnięcie gardła, wystarczy. Skoro zgładzona ostygnie, zaniesiemy ją na dziedziniec, pociągniemy za sznurek, zwali się wtedy rusztowanie i zmiażdży ją. Nikt nie domyśli się zbrodni, a co najwyżej przedsiębiorca będzie odpowiedzialnym za złe ustawienie rusztowania.
 — Gdyby dziewczyna nie wyszła? — pytał powtórnie Gilbert.
 — Mówiłem już... Tem gorzej dla niej!...
 — Dwa trupy! —szepnął ze wstrętem Gilbert.
 — Na co te czułości? Jeśli nie wyjdzie i ją chwycimy za gardło.
 — Winniśmy jednak przewidzieć wszystko mówił dalej Rollin. Joanna Rivat zna mnie i zna Duplat’a. Gdyby wskutek jakiegoś nieprzewidzianego wypadku zamiar nam się nie udał, bylibyśmy zgubieni bezpowrotnie.
 — Pomyślałem o wszystkiem — rzekł Grancey dobywając z kieszeni trzy czarne maski jedwabne. — Nałożymy to na twarz, a wtedy i sam dyabeł nas nie pozna!...
 Szczęk stłuczonego talerza przerwał mu mowę.
 — Co to jest? — wyszepnął z przestrachem Gilbert.
 — Tłuką talerze zaśmiał Serwacy Duplat.
 — Ten hałas pochodzi z mieszkania Joanny — wtrącił Grancey. — Nakrywają widocznie do stołu, mamy czas więc jeszcze. Zamilknijmy i uzbrójmy się w cierpliwość.
 W rzeczy samej ten hałas pochodził z mieszkania