Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/672

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

okryje się dobrze, zimno mi nie dokuczy, a widok ludzi rozpędza moje smutne myśli. Tymczasem samotność i cisza kościelna jeszcze więcej przerażałyby mnie w rozmyślaniach bolesnych.
 — Więc nie mówmy o tem. Jakiż ty miałaś interes.
 — Wieczory stają się coraz dłuższe pragnęłabym znaleźć jaką pracę w domu.
 — Bardzo dobrze. Dam ci kilka listów polecających do wielkich magazynów przedmiotów kościelnych przy ulicy Serrés. Udaj się tam, powiesz co możesz robić i dostaniesz robotę.
 Ksiądz napisał dwa listy i wręczył Joannie.
 Wdowa podziękowała i odeszła.
 Nie zwlekając jeszcze przed udaniem się do kościoła zgłosiła się do jednego ze wskazanych sobie magazynów.
 Przełożona magazynu po odczytaniu listu rzekła:
 — Bardzo bym pragnęła spełnić żądanie księdza d’Areynes. Więc pani życzy sobie roboty do domu?
 — Tak, pani.
 — Mogę dać do haftowania ornaty i stuły. Zna pani tę robotę.
 — To nie dla mnie, proszę pani — odpowiedziała.
 — A dla kogo?
 Dla córki mojej przybranej, która chociaż tego nierobiła, haftuje prześlicznie.
 — Przyzna pani, że potrzebuje wiedzieć co ona potrafi i chciałabym ja widzieć przy robocie u mnie w pracowni... Niech pani przyjdzie z nią wieczorem o ósmej, a może porozumiemy się.
 Joanna pożegnała przełożoną magazynu i udała się do sklepu drugiego, ale spotkało ją niepowodzenie, gdyż roboty do domu nie dawano tam wcale.
 Z twarzą smutną powróciła do domu niezwykle na duchu przygnębiona.
 — Znalazłam dla ciebie robotę — oświadczyła Joanna — ale nie wiem, czy zgodzisz się na warunki.
 I powtórzyła jej rozmowę z przełożoną.
 — To rzecz niemożliwa — rzekła Róża. — Nie mogę poka-