Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/553

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Wszak powinieneś już był wytworzyć sobie jakaś opinje o panu Gilbercie Rollin?
 — Tak, nader niekorzystną, niestety!
 — Otóż więc się dowiedz, że obok renty kilku tysięcy franków przynależnej mojej kuzynce cały majątek sukcessyjny po hrabim Emanuelu d’Areynes należeć będzie do Maryi-Blanki z dniem jej małżeństwa. Gilbert Rollin zechce na pewno, ażeby mąż jego córki pozwolił mu zanurzyć rękę w owym majątku i podzielił się z nim w połowie. Wiedząc zaś dobrze, iż ty byś nigdy nie zezwolił na tak haniebne szachrajstwo...
 — Eh! — przerwał Lucyan — co mnie obchodzą pieniądze? Posiadam mały mająteczek po matce, to nam wystarczy obojgu przy pracy z mej strony.
 — Niemów tego! — zawołał ksiądz Raul. — Twoja osobista godność nakazuje ci strzedz majątku żony i niepozwalać na żadne jej pokrzywdzenie. Zresztą, wola zmarłego testatora winna być święcie szanowaną, sądzę, że to zrozumiesz i nie ulegniesz złej woli pana Gilberta. Powinieneś zaczekać na zaślubienie Blanki do jej pełnoletności, dopóki nie będzie jej wolno samej sobą rozrządzać, takim jest, moje zapatrywanie.
 Czekać, tak długo! — zawołał Lucyan z westchnieniem.
 — Oczekiwanie jest niczem, gdy się ma przyszłość zapewnioną przed sobą. Będziesz pracował, wytworzysz sobie jakieś poważne stanowisko, a wtedy dopiero przyjmiesz na siebie małżeńskie obowiązki. Wierz mi mój chłopcze, te rady są dobre i z życzliwego serca pochodzą!
 — Przyjmuję je zatem opiekunie! — odrzekł młodzieniec ściskając z uczuciem rękę księdza d’Areynes. — Czy jednak żyć zdołam nie widując Blanki i jej matki?
 — Alboż ja mówię ażebyś się z nimi nie widywał? — odparł ksiądz Raul. — Przeciwnie, widywać je będziesz i częściej niż mogłeś się spodziewać.
 — Gdzie?
 — Tu, u mnie, drogie dziecko. Ja niemogę ukazywać się w ich domu, jak ci o tem mówiłem. Henryka więc z córką będzie przychodziła do mnie. Tu to, moja kuzynka