Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/551

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.



XIII.

 — Co mówisz opiekunie? — zawołał Lucyan z osłupieniem — Jakto? nie stąpisz więcej nogą do domu swojej kuzynki.
 — Nie! — odrzekł ksiądz Raul — i tobie radzę, na teraz przynajmniej, ażebyś się tam nie ukazywał.
 Młodzieniec uczuł, że serce bić mu przestaje. Niewysłowiona rozpacz go ogarnęła. Nie iść na ulice Vaugirard, było to niewidzieć Blanki, a tym sposobem prawie nie żyć.
 — Wiem dobrze, jak i ty wiesz zarówno, że pałac jest własnością mojej kuzynki-mówił ksiądz dalej — do niej on wyłącznie należy, ma prawo więc rozporządzać w nim jako właścicielka i przyjmować kogo się jej podoba. Bywając tam wszelako tak często jak dotąd, mógł byś dać powód do waśni i nieporozumień pomiędzy Henryką i jej mężem, jakie wreszcie mogłyby zabić tę biedną kobietę! Nie koniec na tem!... Gilbert Rollin nienawidzi cię, powtarzam, dla tego, że ja cię kocham. Kiedykolwiek bądź obrzuci cię tak jak mnie obelgą. Nie potrafiłbyś znieść tego cierpliwie, jak mnie to uczynić nakazywało moje kapłańskie stanowisko. Odpowiedziałbyś mu pogardą, na jaką zasługuje, a tym sposobem zamknąłbyś na zawsze przed sobą drzwi tego domu, jakie pragnę ażeby dla ciebie były otwartemi.
 — Ach! to czego żądasz opiekunie, przechodzi me siły!... jąkał z przygnębieniem młodzieniec. Bo gdybyś wiedział...
 — Wiem wszystko!
 — Co? o czem wiesz księże d’Areynes.
 — Wiem że kochasz Blankę.
 — Och! z całego serca!... z całej duszy!...
 — Wiem że ona zarówno cię kocha — mówił ksiądz dalej.
 — Jakto... wiesz o tem opiekunie?
 Odgadłem, jak odgadłem miłość twą dla niej.