Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/508

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

całego ogromu mych nieszczęść. W obłąkaniu byłam szczęśliwa, o niczem nie myślałam, nic sobie nie przypominałam, żałowałam niczego. Pierwszy odbłysk światła w moim zamglonym umyśle, była nadzieja i otóż ta nadzieja zagasła. Wszystko w około mnie rozsypuje się w ruinę.... Upadam pod nadmiarem niedoli!.. Moje córki zginęły.... umarły!... Ach! wierzyć przestaję w miłosierdzie Boże... w Bożą sprawiedliwość!...
 — Joanno! nie bluźnij! — zawołał surowo ksiądz Raul. — Nie! Bóg nie jest bezlitośnym... Bóg jest sprawiedliwym!... Jeżeli zsyła nam zgryzoty, to dla wypróbowania nas i umocnienia! Bóg dotknął cię boleśnie. Lecz zamiast buntować się i burzyć przeciw jego karzącej dłoni, błogosław raczej tę rękę!... Módl się, błagaj o litość i miłosierdzie, a ja te wierzę niezachwianie, że Stwórca, zesławszy ci uzdrowienie powróci wraz z nim spokój i ześle ci szczęście jakie sądzisz, że na zawsze dla ciebie straconem zostało!
 — Ach! ja cierpię tyle, że niemam siły się modlić!
 — Módl się, pomimo wszystko, a powróci siła!
 — Co zemna się stanie, osamotnioną, zrozpaczoną? wołała ze łkaniem.
 — Rachuj na moją pomoc. Nie opuszczę ciebie. Rajmund Schloss wobec nieprzełamanych przeszkód, jakie spotykał bezustannie, musiał zaprzestać poszukiwań. Rozpocznie je teraz na nowo, a mimo upłynionych lat siedemnastu, może przyjdziemy do celu. Nie rozpaczaj więc, nie trać nadziei i mów sobie, że masz we mnie i zawsze miałaś nietylko opiekuna, ale oddanego sobie z całem poświęceniem przyjaciela!
 Joanna wzruszona do głębi, ucałowała rękę byłego wikarego.
 — Od jak dawna przyjechałaś do Paryża? pytał ją dalej.
 — Przybyłam przed kilkoma godzinami.
 — Może potrzebujesz pieniędzy?
 — Na teraz, nie!
 — Utworzono bowiem dla mnie składkę w Przytułku przed moim wyjazdem.
 — Cóż myślisz z sobą uczynić?
 — Chcę szukać pracy, któraby mi pozwoliła żyć i rozpocząć poszukiwania mych dzieci.