Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/497

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

w parafii, gdzie przez czas tak długi pełnił obowiązki wikarego?
 To było niemożebnem. Widocznie tu zaszła pomyłka.
 Zagłębiając się w dzielnicę miasta, która jej przywodziła tyle wspomnień radosnych i bolesnych zarazem, ścisnęło się serce biednej kobiety i łzy z jej oczu popłynęły.
 Otarłszy je, a siłą woli pokonywając wzruszenie, szła ulica la Roquette, aż do bulwaru Woltera i wkrótce znalazła się przed kościołem świętego Ambrożego.
 Idąc po stopniach, jakie niegdyś przebywała tak szczęśliwa przy boku narzeczonego, żal nią owładnął tak silny, iż wszedłszy w głąb świątyni musiała się oprzeć o chrzcielnicę aby nie upaść. Nogi się pod nią zachwiały.
 Trwało to tylko chwilę. Przywoławszy na pomoc odwagę, umaczała palec w święconej wodzie i przeżegnała się.
 W kościele pusto było.
 Zwróciwszy się w stronę kaplicy Najświętszej Maryi Panny, Joanna padła na kolana. Dławiące ją od dawna łkanie wybuchnęło z gwałtownością, łzy popłynęły z jej oczu, jak deszcz po burzy.
 Cała przeszłość tej biednej istoty zarysowała się przed jej oczyma.
 W tej tu kaplicy, ksiądz d’Areynes błogosławił jej małżeństwu z ukochanym przez nią Pawłem Rivat, w tej kaplicy miał ochrzcić jej dziecię, w tej kaplicy również i przed tym ołtarzem, widziała Pawła po raz ostatni przed bitwą pod Montretout w jakiej zabitym został. Tutaj pragnęła wysłuchać Mszy świętej, po ochrzczeniu dwojga swych bliźniąt.
 Niestety!... Paweł umarł, dzieci zniknęły... i jakże wątłą była nadzieja, aby odnaleźć je mogła!
 Klęcząc pochylona u stóp ołtarza, modliła się gorąco, błagając Boga, aby powrócił jej córki.
 Tak upłynęła blizko godzina, poczem podniósłszy się, szła ku zakrystyi.
 Jakiś młody ksiądz, ztamtąd właśnie wychodził.
 Przepraszam — wyjąknęła nieśmiało — chciałabym o coś zapytać szanownego kapłana...
 — Co takiego? mów pani — odrzekł — jestem gotów ci odpowiedzieć.