Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/463

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Gdy lektura ta znużyła chorą, mająca ciągle myśl zwróconą ku jednemu, to jest, ku odszukaniu swych dzieci, Róża, zabierała się do szycia gawędząc wesoło i niespodzianemi zapytaniami zmuszając niejako Joannę do odpowiedzi, a tem samem do zwracania uwagi na prowadzoną rozmowę.
 W owych to chwilach Joanna nie spuszczała oczu z dziewczęcia, wpatrywała się w nią długo wzrokiem pełnym tkliwości.
 Wdowa Rivat w ogóle mało mówiła. Wszelako dnia pewnego, przestąpiła te swoje nawyknienie.
 Ciekawość ją ogarnęła.
 Nigdy dotąd nie badała swej młodej towarzyszki co do jej przeszłości, rodziny i jej samej.
 Obecnie inaczej być miało.
 Róża, złożyła książkę, ukończywszy czytanie.
 — Ile lat masz moje dziecię? zapytała ja nagle Joanna.
 — Siedemnaście odpowiedziała.
 — Siedemnaście! To wiek, w którym właśnie znajdowałyby się moje córki gdyby żyły! — odparła smutno biedna matka. Może są one tak ładnemi jaką ty jesteś? — dodała — tak łagodnemi i tak dobremi? Ach! jakże bym pragnęła, aby we wszystkiem były tobie podobne!
 — Nie smuć-że się przedwcześnie „mamo „Joanno“ — zawołała Róża. — Ja cię upewniam, że zobaczysz swe dzieci. Mam jakieś niezwalczone co do tego przekonanie. Co więcej nawet... jestem tego pewną.
 Joanna westchnęła i spojrzeniem pełnym wdzięczności dziękowała dziewczęciu za udzieloną sobie pociechę.
 — Urodziłaś się więc w Blois? — zagadnęła po chwili.
 — Nie, „mam o Joanno“.
 — Gdzie zatem?
 — Jestem Paryżanką.
 — Twoi rodzice mieszkali więc wtedy w Paryżu?
 Oblicze dziewczyny powlókł wyraz smutku.
 — Niemam rodziców — odparła z cicha.
 — Sierotą więc josteś? ach! biedne dziecię! — zawołała z współczuciem Joanna. — Wybacz moją ciekawość — dodał — te zapytania przywodzą ci może jakie przykre, wspomnienia? Och! wybacz mi proszę!