Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/305

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

praktyczny, w przewidywaniu mogących wyniknąć niebezpiecznych dla siebie okoliczności, pozostawiał zawsze za sobą furtk ęotwartą do wyjści.
 Było to we Czwartek.
 Dwaj policyjni agenci Boulard i Duclot wyjechali z Paryża o siódmej rano, drogą żelazną Winceńską.
 Przebrani za robotników mularskich poszukujących pracy, mogli byli złudzić wzrok najdoświadczeńszego przedsiębiorcy. Nikt nikt nierozpoznałby w nich policyantów spełniających swój obowiązek.
 Wysiadłszy z pociągu o ósmej rano na stacyi Champigny, szli ulicą du Pont, prowadzącą do wioski, podobnie jednak jak Serwacy Duplat przed czterema dniami, musieli się przeprawić czółnem na drugą stronę rzeki, w braku niezbudowanego jeszcze mostu.
 — Najwłaściwszem według mnie — rzekł Boulard skoro wysiedli na ląd — byłoby pójść zaczerpnąć objaśnienia w merostwie.
 — Nigdy! — odparł Duclot.
 — Dla czego?
 — Przede wszystkiem potrzeba nam praczkę odnaleźć. A zatem po objaśnienia co do niej, należy się zwrócić do pralni, lub suszarni bielizny. Urzędnicy w merostwie są zawsze jak oszołomieni, za waleni interesami, nigdy o niczem nie wiedzą.
 — Idźmy więc do pralni, ale przede wszystkiem zoryentujmy się, gdzie ona się znajduje?
 — Pralnia? ot! widzisz rzekł Duclot, wskazując przykrępowany na łańcuchu statek Bordie’go, spełniającego jednocześnie cztery bardzo różne profesye, jako to: właściciele pralni, przedsiębiorcy zimnych kąpieli, rybaka i restauratora. Sprzedają tam wino-dodał Duclot — możebyśmy poszli zalać robaka? W rozmowie z właścicielem udało by się nam na pewno pozyskać jakie objaśnienie.
 — Masz słuszność! — odparł, śmiejąc się Boulard. — Kawał dobrego sera i butelka wina, dodadzą nam odwagi.
 — Można by nawet kazać podać sobie rybę smażoną.
 — Nie! Byłaby to kontrawencya, przekroczenie nakazu.
 — Dla czego?