Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/159

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

A ponieważ znają cię w bataljonie, jako dobry materyał, chcą ciebie obrać komendantem. Przyznam, że gorąco popierałem twą sprawę i wszyscy zgodziliśmy się jednomyślnie na ten wybór, kapitanie! Każ więc szyć sobie dziś w wieczór galony, a jutro z rana obejmiesz dowództwo bataljonu i poprowadzisz go do przedmieścia Passy, gdzie będziesz miał sposobność do przebicia kulą nie jednej podszewki i kilkunastu czerwonych pantalonów.
 Położenie Gilberta stawało się fatalnem. Niepodobna mu było szukać wybiegów. Trzeba było natychmiast odmówić, lub przyjąć.
 Nie zważając na mogący wybuchnąć gniew Duplat’a, powziął rozstrzygające postanowienie i uzbroiwszy się w odwagę:
 — Nie przyjmuję! rzekł.
 — Ha! ha! a dla czego? — zaśmiał Duplat.
 — Dla tego, że w obecnych okolicznościach nie mogę wydalać się z domu.
 — Cóż ci w tem przeszkadza?
 — Zdrowie mej żony.

—Powiedz to głupiemu, a nie mnie!
 Ciężkie zgryzoty i brak żywności podczas oblężenia, złamały jej siły — mówił Gilbert dalej. — Oczekuję z dnia na dzień, z godziny na godzinę, przyjścia na świat potomka, a ponieważ nie jestem o tyle bogatym, ażebym mógł utrzymywać przy Henryce służąca lub dozorczynię, odstępować jej nie mogę. Sądzę, że powinieneś to zrozumieć?
 — Rozumiem i pojmuję, że to jest wymówka, ale nie powód zasługujący na uwzględnienie.
 — Czyż może być ważniejszy? rzekł Rollin. — Skoro się ożenisz, jestem pewien, że w podobnych okolicznościach nie postąpiłbyś inaczej.
 — Ja się ożenię? — ha! ha! ha! zaśmiał Duplat sartycznym śmiechem. — Nie!... nigdy niepopełniłbym takiego szaleństwa! Jestem kawalerem i do śmierci nim pozostanę, jak mój ojciec, dziad i pradziad. W rodzinie Duplatów wszyscy byli bezżennymi, nawet i kobiety... Ja, miałbym takie głupstwo zrobić, jakie ty zrobiłeś? Ha! ha! podobnym idjotą nie jestem, mój stary. A zatem? — dodał po chwili...