Page:PL A Daudet Mały.djvu/307

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Bagatela — powiedział Kubuś — nie mogłem przecież pomyśleć o wszystkiem. To tylko gruboskórny donżuan potrafi pamiętać o wyprawie, gdy porywa swą bogdankę... Ale nie martw się, wystroimy cię na nowo od stóp do głowy... I znowu będzie to tak, jak po twoim przyjeździe do Paryża.
 Mówił to dlatego, żeby mi zrobić przyjemność, bo sam równie dobrze, jak ja, wiedział, że to już zupełnie co innego.
 — A teraz, Danku — powiedział Kubuś, widząc, iż popadam w zadumę — nie trzeba już myśleć o przeszłości. Otwiera się przed nami nowe życie, powinniśmy wstąpić w nie bez wyrzutów sumienia, bez podejrzeń i starać się tylko o to, aby nam nie płatało takich figlów, jak dawniejsze. Nie wiem, co myślisz robić, mój drogi, ale gdybyś chciał się zabrać do pisania, to pokój wydaje mi się zupełnie o dpowiedni. Jest cichy... ptaki świegoczą w ogrodzie... Postawisz warsztat rymów przy oknie...
 Przerwałem mu porywczo:
 — Nie, Kubusiu, żadnych poematów ani rymów. To są fantazje, które cię już za drogo kosztowały. Teraz chcę robić tylko to, co i ty: pracować, zarabiać na życie i pomagać ci wszelkiemi siłami do odbudowania ogniska.
 A on odparł mi, uśmiechając się spokojnie:
 — Bardzo to chwalebne zamiary, mój „błękitny motylu“, ale tego od ciebie nikt nie wymaga. Nie chodzi wcale o to, abyś zarabiał na życie, wystarczy, jeśli przyrzekniesz... Ale basta, pomówimy o tem później, a teraz chodźmy kupić ubranie.