Page:PL A Daudet Mały.djvu/275

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

tego, że znałam twoją dumą... nie zgodziłbyś się na podział. Nie zerwałam zaś dlatego, że nie umiałam się wyrzec próżniaczego życia, do którego jestem zrodzona... Dziś już nie portafiłabym tak żyć dłużej... Ten fałsz ciąży mi, te codzienne zdrady doprowadzają mnie do obłędu... I jeśli nie gardzisz mną po tem wyznaniu, jestem gotowa rzucić wszystko i żyć z tobą w byle jakim zakątku... gdzie zechcesz...
 Te ostatnie słowa: „gdzie zechcesz“ zostały wypowiedziane cicho, tuż przy mnie.
 Jednakże znalazłem w sobie dość mocy, żeby jej odpowiedzieć i to bardzo oschle, że jestem biedny, że nie zarabiam na swoje utrzymanie i że nie mogę jej zwalać na barki brata.
 Na to podniosła zwycięsko głowę:
 — A co, jeśli ja dla nas obojga znalazłam uczciwy sposób zarobkowania, taki, abyśmy nie potrzebowali się rozstawać — cóż ty powiesz na to?
 I wyciągnęła z kieszeni jakiś ostemplowany szpargał, który zaczęła mi odczytywać. Była to umowa dla nas obojga z jakimś teatrzykiem, ona miała pobierać sto franków, ja zaś — pięćdziesiąt miesięcznie. Wszystko było gotowe. Należało się tylko podpisać.
 Patrzyłem na nią, przerażony. Czułem, że wciąga mnie w jakąś otchłań i obawiałem się, że nie potrafię jej się oprzeć... Gdy skończyła czytać ten szpargał, nie dając mi dojść do słowa, zaczęła gorączkowo przekonywać mnie, jak świetną jest karjera teatralna i jak szlachetne życie będziemy tam mogli prowadzić, wolni, dumni, nauboczu od świata, całkowicie oddani sztuce i miłości.