Page:Nałkowska - Książę.djvu/92

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
84
 
 

stoi w nim jedna tuberoza — i pachnie bardziej upajająco od wszystkich tamtych kwiatów. Spostrzeżenie to ma pewne alegoryczne znaczenie: mianowicie cała epoka mej pseudomiłości, obejmująca narzeczeństwo i pożycie małżeńskie, nie dała mi tyle rozkoszy, co choćby ta jedna krótka chwila, gdy czułam na nagim karku ciepło ręki Zienowicza, przeniesione ogniwami złotego łańcucha — symbolu słodkiej niewoli, w którą mię brał, — i na powiekach spuszczonych chłód jego oczu, konstatujących efekt. W porównaniu tym jednak niema nic smutnego.

Ani też bolesna jest mi tęsknota za Zienowiczem. Całuję zmysłowe płatki tuberozy, z zamkniętemi oczami, wyobrażając sobie, że to są — jego usta. I umieram z upojenia.

Bilet, który posłałam do niego, był aktem oddania mu się w niewolę. Wiedziałam o tym, gdy to pisałam. I już wtedy zdecydowałam się na wszystko to, co staje się obecnie.

Gdy przyszedł na wieczór ów — zachowywał się tak, jakby nic się nie zmieniło. Grał nawet pewne onieśmielenie i manifestował wyraźnie szacunek w ogromnej ilości i najpierwszego gatunku. Zato czasami w oczach jego, gdy patrzył na mnie, prężyła się leniwie taka zdumiewająca pewność siebie, że serduszko moje ziębło ze strachu.

Od tego wieczoru przychodzi często, co dni kilka i prowadzi ze mną „literackie“ rozmowy. Porozumiewamy się doskonale w dziedzinie kultu piękna zarówno, jak w dziedzinie mądrej gry ży-