Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/148

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 138 —

mógł nago biegać po tatrzańskich szczytach, pełen niefrasobliwego wesela i wyśpiewać chmurom, że cię do gołości obdarli, albo poskarżyć się wichrom, że ci na Hali Gąsienicowej kazali zapłacić za szklankę wody dziesięć marek. W każdym razie nie pobierają jeszcze w Zakopanem opłaty za widok księżyca i za pogodę, dłużej, niż trzy dni trwającą, co w letniskach pod Warszawą zostanie wprowadzone w sezonie przyszłym.

Niemożna jednak stanowczo odmówić Zakopanemu dobrych chęci i usilnych starań, czynionych w tym celu, by gościom umilić życie. Nie wszędzie na świecie można mieć za tanie pieniądze aż tyle przyjemności w najlepszym stylu. Do najwspanialszych należy kinematograf. Jeśli się kiedy Giewont nachyli nad Zakopanem, to tylko dlatego, by ujrzeć to dziwo; pierwsze przedstawienie nowego programu, ma w sobie zawsze coś uroczystego, zjawiają się bowiem na niem wszystkie matadory zakopiańskie, wszystkie patentowane piękności, kilku upartych suchotników, goście, co znakomitsi, wybitni przedstawiciele literatury i malarstwa, nieswoi mężowie z cudzemi żonami, cudze żony z nieswoimi mężami, pozatem zaś jeden wysłannik z każdego pensjonatu na przeszpiegi, czy obraz wart cośkolwiek i czy cały pensjonat ma pójść nazajutrz?

Przedstawienie jest zawsze nadzwyczajne, czar zaś jego oparty jest na nowym, doskonałym pomyśle: oto on już wzniósł rękę, aby ją zakatrupić, wtem coś trzaska i robi się jasno. Wszyscy myślą,